Nie było lekko. Pierwsze kilometry po płaskim - myśleliśmy, że zawrócimy:( Potem trochę schowaliśmy się między pagórkami, ale jazda była bardzo nierówna. Petra wybrała swój wariant i w Goleszowie nasze ścieżki się rozeszły. Ja pojechałem przez Czechy do Lesznej Górnej i wdrapałem się pod Małą Czantorię.
Praca, praca, praca..., więc na treningi zostaje czas tylko wieczorem. W tygodniu bieganie jest dla mnie najlepszą alternatywą. Co prawda już co raz częściej siadam na trenażer, ale jest to duże wyrzeczenie;) Zrobię wszystko, żeby wyjść na zewnątrz. Po wczorajszej WS na siłowni, byłem mocno ociężały i tylko mróz zmuszał mnie do utrzymania tempa. Po 30 minutach czekał mnie 5km podbieg i tutaj trochę to puściło:))) Miałem opcję szybszego powrotu do domu, ale pobiegłem dalej. I dobrze, bo końcówkę szedłem już jak na skrzydłach. Sprint na rozluźnienie i do ciepła:)))
Sobotni wieczór był bardzo fajny, ale odbił się trochę na naszym samopoczuciu w niedzielny poranek. W celach regeneracyjnych wybraliśmy się na rower. Mocno nami rzucało, więc chyba było ślisko;) Pojechaliśmy do lasu i przez godzinę kręciliśmy po ścieżkach. Prawdziwy FUN!!! I obyło się bez gleby...;) Potem sauna i weekend zaliczony do udanych.
...wybraliśmy się na nartach skitourowych w okolice Orłowej i Palenicy. Oczywiście miało być inaczej, bo w planach były okolice Stożka, ale korek na Wiślance skorygował nasze plany.
Wyszło płasko, śmiesznie i przyjemnie. W końcu tydzień regeneracyjny;) Faktycznie znaleźliśmy 2 ścieżki, które nadają się pod rower. Kontynuacja wiosną...
Odpoczynek... nie zupełnie wczuwam się w tę rolę;) Po kilku luźnych dniach, już mnie nosi. Poszedłem pobiegać, bez konkretnych założeń. Nogi dobrze niosły, więc pozwoliłem się poprowadzić;))) Na koniec jedno przyspieszenie, tak dla rozluźnienia. Jedyne co mnie martwi, to Achilles się odzywa. O dziwo, tylko kiedy odpoczywam.
Tydzień regeneracyjny, więc oprócz jednej wizyty na siłowni nic się nie dzieje. W górach spadło trochę śniegu, ale to wystarczyło, żeby mocno poprawić warunki na stokach. Czantoria przygotowana GENIALNIE! Już dawno nie pamiętam, żeby tak dobrze się jeździło. Podejścia w spokojnym tempie, a zjazdy.....:)))) Standardowo podeszliśmy 3x razy, odpuszczając sobie na ostatnim podejściu górną ściankę. W końcu tydzień regeneracyjny;)
Postanowiłem już, że powoli rozpocznę adaptację do roweru. Łatwo zaplanować, trudniej zrealizować - zwłaszcza, że aura płata figle. Siodłamy nasz "zimówki" i ruszamy przed południem. Cel: 3h. Spadło kilka centymetrów śniegu, temperatura lekko poniżej zera.
Od czasu do czasu wygląda słońce, co powoduje, że na niektórych miejscach jest niezłe lodowisko;))) Zjazdy są mocno adrenalinowe:) Wałem wiślanym jedziemy w kierunku Skoczowa i Drogomyśla; potem lasami w kierunku Bąkowa.
Szybko ruszamy dalej. Zahaczamy o Zebrzydowice, Kończyce i świetnym zielonym szlakiem pomykamy w kierunku Zamarski i Gumnej. Tutaj wpadamy na chwilę do wiejskiego sklepiku, ogrzać trochę moje stopy. Przez Ogrodzoną, Kisielów wracamy do domu. Szybkie mycie rowerów i regeneracja:)))) Plan tygodniowy zrealizowany:)
Mając w perspektywie długi trening, zdecydowanie sięgam po buty do biegania. Na trenażer patrzę z niechęcią i niepokojem, bo wiem, że mnie to nie minie...;) Na zewnątrz zacina śnieg z deszczem, więc trochę się łamię, ale 2h treningu w domu? Nieee. Bieganie typowo płaskie i asfaltowe, więc najpierw w stronę Bładnic, potem Skoczów, Pogórze, Górki W. Przebiegam koło domu, ale jeszcze nie czas wracać, więc biegnę dalej do Hermanic; tam pętelka, krótka "przebieżka" (przyspieszenia) i do domu. W sumie ponad 24 km, w niecałe 2h.
Trzy dni treningu w "niskim" tlenie (rolki + rower), dość mnie zamuliły, więc dzisiaj chciałem się trochę przewietrzyć;) W takim przypadku dobrze mieć niezawodnego sparing-partnera - pozdrowienia dla Kornela;) Zaczęliśmy rozbieganiem wzdłuż Brenicy, aż do Lipowca. Już tam z "niepokojem" patrzyłem na zegarek - średnia ok. 4:27 min/km;) Potem podbieg na Żarnowiec i tu niewiele zwalniamy. Ta "treściwa" część podbiegu ma około 5 km. Ponieważ to ostatni tydzień cyklu a zarazem ostatni tydzień siły maksymalnej, to zależało mi na "poważnym" potraktowaniu tego fragmentu... Udało się na 100%:))) Tętno na górce w okolicy 179 ud. Potem już tylko zbieg do Ustronia i powrót wzdłuż Wisły - też nie za wolno, ale tutaj nogi już same niosły. Genialna pogoda, super trening i mimo wszystko: 1:12h w strefie tlenowej.
Wstyd mi trochę, dodawać ten wpis, po tym, co przeczytałem dzisiaj na blogu Mamby:o) Ale z drugiej strony, był to dla mnie fajny dzień, więc od początku... Rano siąpił deszcz, więc poranek wypełniliśmy czynnościami serwisowymi: ja rowery, żona ogródek;) Przy okazji mojej wizyty w ogrodzie, dokonałem WIELKIEGO ODKRYCIA ORNITOLOGICZNEGO! Otóż na jednej z brzózek wywieszamy słoninę dla sikorek i zobaczyłem NIEZNANY mi dotąd gatunek sikory: