Wpisy archiwalne w kategorii

Biegówki

Dystans całkowity:551.30 km (w terenie 544.20 km; 98.71%)
Czas w ruchu:39:08
Średnia prędkość:14.09 km/h
Maksymalna prędkość:44.00 km/h
Suma podjazdów:9315 m
Maks. tętno maksymalne:177 (92 %)
Maks. tętno średnie:167 (87 %)
Suma kalorii:27975 kcal
Liczba aktywności:24
Średnio na aktywność:22.97 km i 1h 37m
Więcej statystyk

Triathlon zimowy - Jesenik (CZ)

Sobota, 3 marca 2012 · Komentarze(0)
Na te zawody oczywiście wysłała mnie Żona;) Zawsze znajdzie na necie jakąś imprezę i wyśle mi linka... To już wystarczy, żeby w mojej łepetynie zaszczepić myśl o starcie. Na dodatek to połączenie moich trzech ulubionych dyscyplin, nie pozwalało mi nie wystartować:))) Przygotowanie zerowe, ale co tam. Zawody Viessmann - Jesenicki Triathlon Zimowy są finałową edycją Czeskiego Pucharu w tejże dyscyplinie i jednocześnie mistrzostwami okręgu. To zapewniało przyzwoitą obsadę ze strony czeskiej, więc polska ekipa wyruszyła w składzie: Kornel, Irunio, ja. Pojechał z nami też Robert - nasze wsparcie techniczne i fotograf;)
Przebieg zawodów wyglądał mniej więcej tak: start na rowerze z Małej Morawki i wyjazd pod Pradziada do chaty Kurzovka (8,5km), tam przesiadka na biegówki: dwie pętle po 4km; powrót w to samo miejsce, przepak i bieg na szczyt Pradziada i z powrotem (5,5km). Logistycznie dość skomplikowane przedsięwzięcie, bo przed zawodami trzeba wywieźć biegówki, buty biegowe i ciuchy na górę a potem zabrać rower i zjechać kilka kilometrów na miejsce startu. Organizator zadbał o wszystkie szczegóły i harmonogram był rozpisany idealnie. Przejazdy, wywożenie sprzętu na górę i powrót odbywały się podstawionymi autobusami.

Szpejenie © klakier


Pogoda powalająca, kilka stopni ponad zerem i pełne słońce. Podjazd na rowerze po drodze asfaltowej a ostatnie 1,5km po śniegu, którego na Pradziadzie zalega 290cm! Wszystko wyglądało zarąbiście...
Przed startem 40 minutowa rozgrzewka na rowerze. Jakoś nie mogłem wejść na obroty, było mi cały czas zimno i byłem bardzo senny. Prawdopodobnie efekt niewyspania.
Na starcie spotykam Janę Sevcikovą, która dwa razy wygrała MTB Trophy i na kilku etapach dała mi nieźle popalić:) Twierdzi, że już nie trenuje, ale tak mówią wszyscy;)
Z dzisiejszych dyscyplin najbardziej obawiam się właśnie roweru. Długo na nim nie siedziałem a już na pewno nie jeździłem pod górę... Nastawiam się na ścig mocno kontrolowany.
Tuż po starcie peleton spokojnie się rozciąga. Jedziemy w mniejszych grupkach i co chwilę ktoś próbuje odskakiwać. Staram się trzymać równe tempo, ale i tak udaje mi się przeskoczyć kilka oczek do przodu i wyprzedzić parę osób. Trudności techniczne zerowe, staram się utrzymywać dość wysoką kadencję i z tętnem nie wyskakiwać ponad LT. Ostatnie półtora kilometra jedziemy po śniegu. Na niektórych miejscach jest tak grząsko, że szybciej jest prowadząc rower.

Końcówka roweru © klakier


Przy aplauzie kibiców docieramy do strefy zmian. Wszystko idealnie przygotowane. Robert wywiózł nam rzeczy i zorganizował przepaki:)

Przepak © klakier

Mój przepak © klakier


Trasa biegówek zaczyna się zjazdem. Nic nie zapowiada tego, co nas za chwilę czeka... Miejsce wokół startu i dojazdu do mety jest idealnie przygotowane, natomiast już 100m dalej zaczyna się masakra. Glebę zaliczam tuż po starcie;) Trasa ma miejscami 2m szerokości i gęsto wije się w zakrętach; Podłoże nie jest dobrze utwardzone i pełne dziur. Właściwie trudno biec a co dopiero kogoś wyprzedzić. Z tego co widzę, to wszyscy mają problemy. Pętla ma bardzo poszarpany profil, praktycznie non stop pod górę i bardzo stromo w dół. Na zjazdach i zakrętach już po chwili utworzyły się bandy z luźnego śniegu.

Na tra © klakier


Biegówki © klakier


Na podbiegu © klakier


Pierwszy raz mam okazję biegać na biegówkach, tuż po rowerze... Muszę przyznać, że faktycznie jest duże podobieństwo w pracy mięśni nóg (noga póługięta, odbicie i wyprost) niestety skutkuje to cholernymi skurczami. Nawet na zjazdach nie potrafię się utrzymać na nogach. Na nartach byłem dość nieźle wybiegany i trochę więcej oczekiwałem od tej dyscypliny a tu taka porażka:(
W bólach docieram do przepaku i na pełnym skurczu wyruszam na pętlę biegową.

Pętla biegowa © klakier


Pierwsze 300m to gehenna, zaczynam nawet myśleć o wycofaniu się... Wyprzedza mnie jakiś zawodnik i siłą woli staram się utrzymać kilka kroków za nim. Po kilkuset metrach puszczają skurcze i zaczyna mi się biec zadziwiająco dobrze:) Mniej więcej w drugiej połowie podbiegu widzę zbiegająca w dół czołówkę. Chłopaki idą na prawdę w trupa. Trochę mnie to zmotywowało i przyspieszyłem. Trzymam się za zawodnikiem, który mnie przed chwilą wyprzedził. Za nami dalsza grupa pościgowa. Na szczycie Pradziada zawracamy i zbiegamy w dół. Kawałek za nawrotem jest wypłaszczenie i kilkadziesiąt metrów lekkiej góreczki. Właśnie tam postanawiam zaatakować, co mi się udaje i koleś zostaje kilkanaście metrów za mną. Teraz szaleńczy zbieg w dół i najważniejsze żeby nie wyglebić;)
100m przed metą słyszę jakieś zagęszczone ruchy tuż za mną; nawet się nie oglądam za siebie, tylko "dopalam". Meta. Ufff, już dawno nie sięgnąłem tak głęboko, ale tym większa jest moja radość:))))

Finisz © klakier


Na metę docieram w czasie 1:34h. 15 open i 4 w kategorii. Kornel wyprzedził mnie o 5 minut i był odpowiednio 11 open i 3 w kategorii. Wielkie gratki za jego bieg, miał CZWARTY najlepszy czas OPEN!
Na mecie kupa śmiechu z naszego ubioru, bo parę osób twierdziło, że w tych leginsach i luźnych gaciach, wyglądamy jak menele;)

Gacie... © klakier


Po jakimś czasie dociera do nas Irunio, co uwieczniamy na pamiątkowej fotce.

Pamiątkowe;) © klakier


Teraz czeka nas jeszcze zjazd w dół. Oczywiście jest też opcja powrotu autobusem, ale odpuścić kawałek takiego zjazdu, nieeeee:)))

Zjazd z Pradziada © klakier

Biegówki - na torze.

Środa, 22 lutego 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Biegówki
Znowu tor wyścigów konnych;)
Temperatura trochę ponad zerem i zdecydowanie mniej ludzi. Podłoże twarde, tylko na wierzchu kilkucentymetrowa warstwa rozjeżdżonego śniegu. Jazda po okręgu ma chyba to do siebie, że zachęca do współzawodnictwa;) Sam nie mogłem utrzymać się w ryzach i jak tylko słyszałem, że ktoś z tyłu próbuje mnie dojść, to siłą rzeczy przyspieszałem:)) Dzięki temu, te 1,5h upłynęło bardzo szybko. 1:10h biegu (w tempie) a ostatnie 20 minut ćwiczeń. 3 kółeczka bez kijków (taka wytrzymałość siłowa;) a potem 2 kółka na samych kijkach. Suuuper feeling! Już dawno nie byłem tak przyjemnie ściorany.

Biegówki... w mieście

Czwartek, 16 lutego 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Biegówki
Wczoraj na siłowni była pierwsza sesja WS. Tak na prawdę, to dzisiaj proste czynności jak chodzenie sprawiają mi wiele kłopotów... To dziwne, że redukując ciężar a zwiększając tylko ilość powtórzeń można się tak zniszczyć;) Masakra.
Dziś wieczorem postanowiłem wypróbować nową możliwość biegówek w mieście. Na torze wyścigów konnych Velka Chuchle usypano ponad 700m pętlę. Biegać można tylko popołudniu, aż do 21.30. W ciągu dnia trenują tu konie...
Pierwsze wrażenie dziwne, bo wszędzie unosi się zapach końskiego łajna;) Na szczęście konie nie biegają po śniegu, tylko po zewnętrznej części toru.
Trasa nieźle przygotowana, śnieg twardy i szybki.
Zaczynam około 19:00 a ludzi dość sporo. Na szczęście nie ma tłoku i biega się swobodnie. Po chwili zaczyna mi się to nawet podobać, bo we wszystkich odzywa się instynkt współzawodnictwa i co chwilę dochodzi do szybkich przetasowań;)
Trasa zupełnie płaska, więc znowu dużo uwagi poświęcam technice.
Czas strasznie szybko mi tu upłynął i wbrew moim pierwotnym obawom, nie nudziła mi się jazda "w kółko".
W przyszłym tygodniu wybiorę się tu znowu:)

Ostatki

Piątek, 3 lutego 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Biegówki
Petra pojechała dziś do Cortiny i wraca na nartach, więc ja mam popołudniową zmianę. Jestem nieźle podjechany, więc dłuższy odpoczynek mi wcale nie przeszkadza. Dziś dotarła tutaj dalsza fala ochłodzenia, temp. w dzień spadła do ok -11 st. Świeci słońce i w ruchu da się to spokojnie przeżyć - byle nie za długo, bo dłuższy trening przy takich temperaturach nie jest efektywny.
Startuję ze stadionu w Toblach i na rozgrzewkę kilka pętelek. Nie mam konkretnego celu, ani już specjalnie ochoty... Biegnę w kawałek w stronę Gemärk i robię nawrotkę przy Nasswand (cmentarz wojskowy).
Gdzieś na trasie... © klakier


Sporo uwagi poświęcałem dziś technice. Podbieg z jednym kijkiem, zmiany stron, technika jeden-na-jeden... Godzinny trening zakończyłem pysznym cappuccino i poszedłem na pociąg;) Niestety musiałbym czekać, czego bardzo nie lubię, więc pobiegłem do Innichen - pod wiatr.
Koniec bardzo udanego wyjazdu. Musiałbym porządnie odpocząć, żeby chcieć jeszcze biegać; Przecież zrestować mogę się w pracy;)

Innichen wieczorową porą © klakier


Zuzka na spacerze... z rodzicami;) © klakier


Innichen wieczorową porą II © klakier

Kreuzberg Pass

Czwartek, 2 lutego 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Biegówki
Kreuzberg Pass to ostatnia przełęcz w okolicy, którą chciałem zaliczyć na biegówkach (byliśmy tam już kiedyś na szosach). Trasa prowadzi super podbiegiem z Innichen do Sexten. Powyżej Sexten zaczyna się prawdziwa rzeźnia. Najpierw wybiega się kawałek po narciarskiej trasie zjazdowej a potem dalej wzdłuż wyciągu, aż do górnej stacji. Idzie mi to jak po grudzie, bo pomimo wczorajszego dnia wolnego, nie czuję świeżości:(
Powyżej górnej stacji wyciągu na chwilę się to prostuje i wygląda zachęcająco, ale po kilku minutach dobiegam do... następnego wyciągu;) Przy dolnej stacji trasa wyraźnie pnie się do góry. Pokonuję 30m ścianę, której na rowerze pewnie bym nie podjechał. Robi się dziwnie wąsko a wszystko ogrodzone płotkami...? Po chwili okazuje się, że to tor saneczkowy:) No to teraz muszę w dół. Trasa biegowa była z drugiej strony wyciągu.
Niestety od tego momentu robi się nieciekawie. Podłoże pod biegówki średnio przygotowane, sporo nierówności. Droga nie wznosi się regularnie, tylko cały czas pokonuję krótkie, ale strome ścianki. Właściwie siłą woli dostaję się na górę. Na przełęczy cholernie zimno. Szybko łykam kanapkę i szukam pętli, która ma być na przełęczy. Niestety trasa nie przygotowana, więc zawracam i spadam w dół. Na ostatnich oparach docieram na kwaterę;)))

Innichen - Cortina

Wtorek, 31 stycznia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Biegówki
Dziś miałem drugą zmianę, tzn. Petra biegała rano a ja popołudniu. Wybrała się nad Pragser See, gdzie wiatr ją tak sponiewierał, że wróciła ledwo stojąc na nogach... Ale chyba to lubi;) Ja zachowawczo biegnę z wiatrem; zobaczymy gdzie mnie poniesie:)
Na początek wylądowałem na stadionie w Toblach.
Stadion w Toblach © klakier


Trasy już od samego Innichen genialnie przygotowane - prawdopodobnie wojacy się tutaj dziś ścigali.
Z Toblach wybrałem podbieg w stronę Misuriny, do miejsca widokowego na Tre Cime di Lavaredo. Na widoki raczej nie liczyłem, bo dziś mocniej się zachmurzyło, ale w bieganiu mi to jakoś nie przeszkadza;) Dobiegłem tam na tyle szybko, że bez zastanowienia pobiegłem dalej. No właśnie, dokąd? Kawałek dalej (jakieś 9km) jest przełęcz Gemärk a dalej już tylko zjazd do Cortiny d`Ampezzo...
Było już dość późno, do tego brak słońca i wysokość znacznie obniżały temperaturę. Na dole było jakieś -7st., teraz odczuwalnie zdecydowanie poniżej -10:( Po niecałej półtorej godzinie biegu zaczęło mnie lekko wybierać, więc zatrzymałem się i wciąłem "żela" w postaci kanapki z szynką. Od razu lepiej:) Na tym wymuszonym postoju mocno zmarzłem, więc zdecydowałem się na dalszy postój w knajpce na przełęczy. Zimno dokucza też tym wszystkim gadżetom, którymi się obwieszam: Garmin padł już po godzinie i zaczyna też szwankować sensor z Polara... W knajpie pyszne capuccino i dietetyczny kawałek ciasta;) Zaczynam kombinować co dalej: wracać tą samą trasą, czy zwieźć się do Cortiny... Sms do Petry, z prośbą o sprawdzenie połączeń autobusowych i szybka decyzja: Cortina:)) Mam godzinę do autobusu i jakieś 11km zjazdu. Powinienem zdążyć.
Zjazd jest dość płaski, muszę mocno się sprężać, żeby utrzymać sensowną prędkość. Po drodze żałuję, że muszę się tak spieszyć i nie mam aparatu. Jest to chyba jedna z bardziej malowniczych tras, jakie widziałem. Przejeżdża się przez drewniane mosty wiszące dobrych kilkadziesiąt metrów nad dnem wąwozu, dwa tunele(!) i piargi obsypujące się z potężnych ścian. Wow!
Na dole jestem na 15 minut przed odjazdem autobusu:)
Jutro zasłużony rest.
Stadion w Cortinie d`Ampezzo © klakier


Podbieg z Cortiny na Gemärk © klakier


Wjazd do tunelu © klakier


Tunel © klakier

Zdjęcia autorstwa Petry.

Fischleintal

Poniedziałek, 30 stycznia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Biegówki
Dzisiaj trochę pod górę:) Wspinaczkę zaczynam z Innichen (1173 m n.p.m.); najpierw do Sexten a później do doliny Fischleintal (1548m). Biegnie się świetnie. Trasy puste, śnieg twardy a droga wije się malowniczo po lesie i wzdłuż potoczków... Praktycznie co chwilę można by strzelać foty, ale z drugiej strony - nie lubię się zatrzymywać. Podbieg jest na tyle długi, że różnica wzniesień przyjemnie się rozkłada. Od czasu do czasu są bardziej nastromione odcinki, ale średnia 13,4 km/h na ponad godzinnym podbiegu wskazuje, że jest dobrze:)
Podbieg do Sexten © klakier

Fischleintal © klakier

Dolinę zamykają potężne ściany skalne Einserkofel (2698m) i Sextener Rotwand (2939m), które skutecznie ograniczają dostęp słońca - piździ jak na dworcu, więc szybciutko zmykam w dół. Teraz miód dla zmęczonego ciała i ukojenie dla duszy - prawie 40minut zjazdu:)))
W miasteczku parada wojskowa. Odbywają się tu MŚ wojskowych jednostek górskich w dyscyplinach alpejskich.
Parada © klakier

Biegiem na kwaterę, żeby zwolnić zmiennika;)

Innichen

Niedziela, 29 stycznia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Biegówki
Pierwszy dłuższy urlop w trójkę. Oprócz wózka oczywiście zabraliśmy ze sobą biegówki;)
Eksplorujemy trasy biegowe w Dolomitach (Alta Pusteria). Wioska w której znaleźliśmy super mieszkanko nazywa się Innichen (San Candido). Do dyspozycji mamy ponad 200km tras biegowych, a gdyby przypadkiem było nam mało, to 25 km stąd jest Obertilliach (Austria) - zaplecze treningowe O.E. Bjoerndalen.
Dolinę Alta Pusteria już trochę znamy z wcześniejszych wypadów biegówkowych i roweru szosowego.
Z Petrą biegamy na zmiany i dziś ja zaczynam. Z Innichen biegnę do Toblach. Na otwartej przestrzeni mocno wieje, więc po kilku kilometrach chowam się do lasu (może spotkam tam swoją formę?). Robię kilka pętelek na stadionie w Toblach, gdzie ostatnio ścigała się Pani Justyna. Trasy niesamowite - w niektórych miejscach mają 7-8m szerokości. Mam jeszcze trochę czasu, więc ciągnę kawałek w kierunku Cortiny i zamykam pętelkę wokół jeziorka Toblacher See. Powrót z Toblach do Innichen, to istna masakra... Wiatr wieje z takim impetem, że w niektórych momentach prędkość spadała do 5-6 km/h. Z naprzeciwka jedzie jakiś Włoch i coś do mnie krzyczy. Chyba chodzi mu o to, żebym zawracał... No, ale Italiano oprócz włoskiego, którym ja nie władam, nie mówił w żadnym innym zrozumiałym narzeczu, więc pożegnałem go uśmiechem i naparzałem dalej;)
Ściorany jak koń po westernie dotarłem do Innichen. Po drodze pstryknąłem kilka fotek, ale oczywiście zapomniałem kabelka, żeby je zrzucić na kompa. Uwierzcie mi, jest fajnie;)

Kubalonka

Sobota, 14 stycznia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Bieganie, Biegówki
Na sensownie poukładany trening czasu brak... a co dopiero na uzupełnianie wpisów;) Przestałem się już szarpać i nawet nie próbuję realizować planu godzinowego. W tygodniu zostaje siłownia a w weekend zawsze coś się przytrafi.
Dziś przytrafiły się nam biegówki na Kubalonce. Pogoda mało przyjemna, bo wiatr dawał nieźle popalić. Petra biega pierwsza, ja spaceruję;) Potem zmiana.
Biega mi się średnio, na trasach sporo nawianego śniegu a do tego dość piździ. Poza tym są jakieś zawody, więc wstęp na część tras ograniczony.
Kończę po 45 minutach... i zwożę się autem do Ustronia. Buty do biegania mam zawsze w samochodzie, więc wybieram taką opcję powrotu do domu;) Przez Zawodzie na Żarnowiec i lasami do Górek. Spadło jakieś 20cm śniegi, więc bieganie czysto siłowe, ale uciechy co nie miara:)))
Biegania wyszła równa godzina i trochę ponad 10km.

W Jakuszycach:)

Sobota, 7 stycznia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Biegówki
Już wiem, zima jest w Jakuszycach:))) Ponad 100cm śniegu:)))
Zebraliśmy się naszą Trójką i po drodze zabieramy jeszcze Kubę. Na wspólne bieganie umówiłem się też z Damianem , ale niestety docieramy z pewnym opóźnieniem i nie udaje się nam skoordynować działań sportowych.
Bieganie rozdzielam na dwa bloki: pierwszy z wózkiem, drugi z Kubą;) Ani jeden do łatwych nie należy...
Do wózka pożyczyliśmy zestaw narciarski (prezentuje go Damian na swoim blogu) i wyruszyłem na próbną przejażdżkę. Nie wiedziałem co będzie, więc wybieram najłatwiejszą trasę: z Polany na Orle. Jeśli już nabierze się prędkości i płynności ruchu, to jazda po płaskim jest całkiem przyjemna. Jedynie tętno znacznie podwyższone i prędkość o jakieś 2km/h niższa. Za to pod górkę, nawet najmniejszą, czuć mocno. Ale zawsze lepsze to, niż siedzieć w pokoju, albo spacerować. Tam i z powrotem wyszło mi 54 minuty.
Po pierwszej siłowej części, przyszedł czas na sprinty... Z Kubą nie biegałem kilka lat i jak należało oczekiwać, był to sprawdzian sił i umiejętności;))
Na rozgrzewkę biegniemy trasy zawodnicze wokół Polany. Prędkości na poziomie 16 - 17 km/h, więc tempo od początku niezłe. Po pół godzinie już biegniemy równo. Zaczynamy Górnym Duktem, potem na Samolot i tam kilka razy pętlimy: Labirynt, trasę Justyny i Ambonę. Śnieg bardzo fajny, ale niezbyt szybki. Po niecałej 1:30 zjeżdżamy w dół.