MTB Trophy - etap 4
Niedziela, 26 czerwca 2011
· Komentarze(2)
Kategoria Rower, Ściganie, MTB Trophy
Dziś ruszamy w kierunku Klimczoka, czyli tereny dobrze mi znane z okolicznych wycieczek. Pogoda nadal łaskawa, ale zrobiło się dość chłodno 11-12 stopni. Wczoraj trochę przesadziłem z ubraniem i mocno się przegrzewałem, więc dzisiaj wybieram wariant krótkie spodenki i rękawki - które później i tak zsuwam.
Chcę dzisiaj "pójść na całość" i wskrzesić resztki mocy;) Krótka próba podczas rozgrzewki nie wróży nic dobrego: tętno nawet nie wychodzi powyżej 150 uderzeń...
Po starcie mamy 2 km płaskiego asfaltu, potem zaczynamy łatwy i przyjemny podjazd na Szarculę. Tam stawka się już zaczyna rozciągać. Na wyścigach etapowych fajne jest to, że po kilku dniach "zjeżdżają" się ludzie na podobnym poziomie. Tak więc jedziemy sobie 8-9 osobowej grupie znajomych z wcześniejszych etapów.
Szarcula, Kubalonka, Kozińce i zjazd do Wisły Nowej Osady. Podjazd drogą wzdłuż wyciągu, aż do Smerekowca, przerywany krótkimi fragmentami podbiegów. Przyjąłem taktykę, że jeśli prędkość na podjeździe spada mi do około 5km/h i muszę się szarpać, to raczej schodzę i prowadzę. W biegach górskich jestem zaprawiony a pomaga to odpocząć moim nadwyrężonym czterem literom.
Z Smerekowca szybki zjazd przez Jawierzny w kierunku przeł. Salmopolskiej, gdzie był pierwszy bufet. Mam jeszcze połówkę bidonu i prawie pełny camelbak, więc się nie zatrzymuję. Trasa prowadzi fajnym, ale wysysającym resztki sił singletrackiem w kierunku szlaku Salmopol - Kotarz i następnie na Karkoszczonkę. Tam znowu trochę technicznych ścieżek i stajemy przed najdłuższym tego dnia podjazdem na Klimczok. Stajemy dosłownie, bo umieszczono tam jakimś dziwnym trafem bufet;) Uzupełniam picie i zaczynamy wspinaczkę. Na podjeździe wsuwam rogalika z szynką - przez ostatnie dni ratują mój rozstrojony żołądek. Jedzenie trwa praktycznie przez cały podjazd. Trochę mnie to spowalnia, bo odjeżdża mi moja grupka, ale jestem spokojny, bo wiem, że potem będzie długi zjazd do Brennej. W dół nie przesadzam, bez dokręcania i specjalnego ryzyka, ale i tak sporo zyskuję i odpoczywam. Dochodzę nawet mocniejszą grupę przede mną i na początku asfaltowego podjazdu doliną Hołcyny (w kierunku Grabowej) chwilę trzymam się z nimi. Tempo jednak chyba za mocne, bo na chwilę mi "przygasa". Akurat wtedy spotykam moją Żonę, ale nie jestem zbyt rozmowny;)
Końcówkę na Grabową podchodzę - znowu ulga;) Za Grabową trochę wracają mi siły i z niezłym samopoczuciem zbliżam się do następnego bufetu (to ten sam, który odpuściłem na początku). Koledzy pomagają mi napełnić camelbak, ale w trójkę wychodzi im to 3 razy dłużej, niż bym to robił sam...;) Ale liczą się chęci.
Z bufetu niezły (sporo pułapek) zjazd do Wisły Malinki.
"Przeskakujemy" przez szczyt Cieńkowa i znowu zjazd do Czarnego. Po drodze wcinam żela i sporo piję, bo przed nami decydujący podjazd asfaltowy do zameczku na Kubalonce. Na podjeździe jadę z Duńczykiem, którego pamiętam z poprzednich edycji. Jadę równo i mocno, jak na swoje możliwości. Na końcówce udaje mi się zyskać nad nim około 50m przewagi. Teraz zjazd i "fałdki" przed metą. Na zjeździe staram się odpocząć, bo wiem, że GG na pewno zaserwuje nam jakąś niespodziankę na finiszu;) Ostatnie kilometry to ścieżki, przejazdy pomiędzy domami, kawałki asfaltu. Bardzo interwałowo. Doganiam jeszcze dwóch zawodników, ale w jednym momencie gubię trasę i tracę te 2 pozycje. Dojazd do mety już spokojnie, po masakrycznym błocie. Po wcześniejszej glebie w jednej z tych kałuż, dzisiaj nawet zsiadam z roweru i prowadzę;). META:)))
Z dzisiejszego etapu jestem bardzo zadowolony, bo na prawdę zdołałem jeszcze coś z siebie wycisnąć i trochę poprawiłem pozycję w generalce.
Czas łączny 19:46:37, co dało lokatę 55 / 335 open.
Chcę dzisiaj "pójść na całość" i wskrzesić resztki mocy;) Krótka próba podczas rozgrzewki nie wróży nic dobrego: tętno nawet nie wychodzi powyżej 150 uderzeń...
Po starcie mamy 2 km płaskiego asfaltu, potem zaczynamy łatwy i przyjemny podjazd na Szarculę. Tam stawka się już zaczyna rozciągać. Na wyścigach etapowych fajne jest to, że po kilku dniach "zjeżdżają" się ludzie na podobnym poziomie. Tak więc jedziemy sobie 8-9 osobowej grupie znajomych z wcześniejszych etapów.
Szarcula, Kubalonka, Kozińce i zjazd do Wisły Nowej Osady. Podjazd drogą wzdłuż wyciągu, aż do Smerekowca, przerywany krótkimi fragmentami podbiegów. Przyjąłem taktykę, że jeśli prędkość na podjeździe spada mi do około 5km/h i muszę się szarpać, to raczej schodzę i prowadzę. W biegach górskich jestem zaprawiony a pomaga to odpocząć moim nadwyrężonym czterem literom.
Z Smerekowca szybki zjazd przez Jawierzny w kierunku przeł. Salmopolskiej, gdzie był pierwszy bufet. Mam jeszcze połówkę bidonu i prawie pełny camelbak, więc się nie zatrzymuję. Trasa prowadzi fajnym, ale wysysającym resztki sił singletrackiem w kierunku szlaku Salmopol - Kotarz i następnie na Karkoszczonkę. Tam znowu trochę technicznych ścieżek i stajemy przed najdłuższym tego dnia podjazdem na Klimczok. Stajemy dosłownie, bo umieszczono tam jakimś dziwnym trafem bufet;) Uzupełniam picie i zaczynamy wspinaczkę. Na podjeździe wsuwam rogalika z szynką - przez ostatnie dni ratują mój rozstrojony żołądek. Jedzenie trwa praktycznie przez cały podjazd. Trochę mnie to spowalnia, bo odjeżdża mi moja grupka, ale jestem spokojny, bo wiem, że potem będzie długi zjazd do Brennej. W dół nie przesadzam, bez dokręcania i specjalnego ryzyka, ale i tak sporo zyskuję i odpoczywam. Dochodzę nawet mocniejszą grupę przede mną i na początku asfaltowego podjazdu doliną Hołcyny (w kierunku Grabowej) chwilę trzymam się z nimi. Tempo jednak chyba za mocne, bo na chwilę mi "przygasa". Akurat wtedy spotykam moją Żonę, ale nie jestem zbyt rozmowny;)
Końcówkę na Grabową podchodzę - znowu ulga;) Za Grabową trochę wracają mi siły i z niezłym samopoczuciem zbliżam się do następnego bufetu (to ten sam, który odpuściłem na początku). Koledzy pomagają mi napełnić camelbak, ale w trójkę wychodzi im to 3 razy dłużej, niż bym to robił sam...;) Ale liczą się chęci.
Z bufetu niezły (sporo pułapek) zjazd do Wisły Malinki.
na trasie© klakier
"Przeskakujemy" przez szczyt Cieńkowa i znowu zjazd do Czarnego. Po drodze wcinam żela i sporo piję, bo przed nami decydujący podjazd asfaltowy do zameczku na Kubalonce. Na podjeździe jadę z Duńczykiem, którego pamiętam z poprzednich edycji. Jadę równo i mocno, jak na swoje możliwości. Na końcówce udaje mi się zyskać nad nim około 50m przewagi. Teraz zjazd i "fałdki" przed metą. Na zjeździe staram się odpocząć, bo wiem, że GG na pewno zaserwuje nam jakąś niespodziankę na finiszu;) Ostatnie kilometry to ścieżki, przejazdy pomiędzy domami, kawałki asfaltu. Bardzo interwałowo. Doganiam jeszcze dwóch zawodników, ale w jednym momencie gubię trasę i tracę te 2 pozycje. Dojazd do mety już spokojnie, po masakrycznym błocie. Po wcześniejszej glebie w jednej z tych kałuż, dzisiaj nawet zsiadam z roweru i prowadzę;). META:)))
Z dzisiejszego etapu jestem bardzo zadowolony, bo na prawdę zdołałem jeszcze coś z siebie wycisnąć i trochę poprawiłem pozycję w generalce.
Czas łączny 19:46:37, co dało lokatę 55 / 335 open.
Finiszer© klakier