Postanowiłem miło rozpocząć weekend i na własnych nogach ruszyłem na ścieżki wokół domu. Zdecydowanie w terenie i zdecydowanie po płaskim. Chcę popracować nad bieganiem z narastającą prędkością i to była jedna z takich prób. Pierwsze 20 minut o ok 30s / km wolniej niż zwykle, następne 20min w normalnym tempie i ostatnie 20min w okolicach 4min/km. Fajne urozmaicenie.
Bieganie z Kornelem... oprócz jednego masakrycznego podbiegu, było spokojnie. Ruszamy z Ustronia ścieżkami do Cisownicy i podbiegamy pod Czantorię. Potem w dół na Jelenicę i do Ustronia. Po tej pauzie czuję mocne braki na podbiegach. Nie jest to też rozsądnie planowany trening. Po prostu: biegam, bo lubię...
Twardy jestem, już prawie trzeci tydzień bez treningu;) Popadłem w stan, w którym nawet mi tego nie brakuje:) Za oknem mróz (-4) i pełne słońce, więc aż mnie korci, żeby wyjść na zewnątrz. Krótki trucht wokół domu. Ostatnie półtora kilometra na pełnym speedzie, bo się okazało, że jestem spóźniony;) Tętna dość wysokie. Nawet nie było specjalnie szybko, ale w terenie to jakoś samo tak się dzieje;)))
Przez cały tydzień nie robiłem nic (sportowo), więc nie było to z mojej strony zbyt rozsądne, ale pobiegłem z Kornelem w góry... Bolało. Biegniemy z Ustronia do Dobki, na przełęcz Beskidek, Równicę i kończymy na Żarnowcu. Na pierwszym podbiegu trochę zamulam i nie jestem zbyt rozmowny;) Pod Równicę biegnie mi się już trochę lepiej, ale nie czuję dobrej dyspozycji. Już na serio czas się wyzerować i zacząć od nowa:)
Prawdopodobnie ostatnia wycieczka w tym sezonie. Jestem już zmęczony, czas na rest;) Umawiam się z Kornelem i jedziemy trasę z Gahury na Soszów, Stożek a potem z Wisły na Smerekowiec i przez Trzy Kopce do Brennej. Kornel bardzo poprawił swoją technikę na zjazdach, ale niestety nie poprawiła się wytrzymałość jego dętek; efektem są 3 kapcie:( Trasa bardzo mi się podobała; podobnie jechałem kilka tygodni wcześniej, tym razem z drobną poprawką przejazdu z Gościejowa na Smerekowiec. Przy okazji w rejonie Wisły natknęliśmy się na nowe znaczenia szlaków rowerowych; wcześniej ich nigdy nie widziałem???
Popołudniu umówiłem się z Kornelem na bieganie. Postanowiliśmy przetestować niedawno odkryty podjazd / podbieg na Błatnią. Z Górek byłoby trochę daleko, więc Żona-wymarzona podwozi nas do Jaworza. Rozkręcamy się trochę po płaskim i na początku chyba za ostro wchodzimy w podbieg; lekko mnie przytyka, ale po 5 minutach to puszcza i już możemy prowadzić normalną konwersację;) Wrażenia z podbiegu, podobnie jak na rowerze, zarąbiste! Długo i łagodnie, idealne na trening. Na Błatniej kilka łyków wody i przez Czupel zbiegamy w kierunku Jaworza, gdzie czeka nasz transport;)