Właściwie powinno być: przez dwa Ostre, bo pojechałem do Czech i przejeżdżałem przez dwa różne szczyty o tej samej nazwie, ale od początku: w planach miałem długą (3,5-4h) i spokojną jazdę w niskim tlenie. Samemu nudno, więc umówiłem się z Kornelem... i to chyba był mój błąd; A i owszem, długo było, ale na pewno nie spokojnie. Na podjeździe na drugi Ostry (w paśmie Javorovego) doszedł nas jakiś kolarz i Kornel postanowił go "lekko przeciągnąć", mnie przy tej okazji też;) Jak już się tak rozkręciliśmy, to tempo nie schodziło właściwie do końca. Nie narzekam, bo fajnie się jechało, choć mocno czułem zmęczenie po zawodach. Trasa: Ustroń - Ostry - Vendryne - Ostry (pod Javorovym) - Pod Kozincem - Trinec - Kojkovice - Godziszów - Górki W.
Biegam i jeżdżę już od jakiegoś czasu, ale to dla mnie pierwszy start w duathlonie. Kiedyś miałem okazję spróbować rajdu AR, ale tam tempo zdecydowanie spokojniejsze - obsługa mapy wymaga skupienia;) Multisportchallenge to impreza organizowana przez Piotra Hercoga, więc bractwo zjechało się mocno biegowo - rajdowe. Ja wybrałem się tam z Kornelem, moim biegowo - skitourowym sparingpartnerem. Niestety ostatni weekend wakacji i nałożenie się kilku imprez rowerowych i biegowych zaskutkował kiepską frekwencją. Szkoda, bo impreza przednia! Całość wyrypy składała się z trzech etapów: biegu - 8km / 360m przewyższenia; roweru 44km / 1200m i finałowego biegu: 15km / 540m w pionie. Sceneria wyścigu po prostu genialna: Błędne Skały, Szczeliniec, Broumovske steny... Bazą do startu było schronisko Pasterka, miejsce, które mnie mocno zauroczyło. Genialnie położone, czysto, świetnie wyposażone (bar, zagospodarowanie terenu, kazamaty, wi-fi) i niedrogie - czego więcej chcieć? Na tyłach owego schroniska wyznaczono miejsce na przepak, gdzie każdy mógł przygotować sobie rzeczy potrzebne do następnego etapu. Start zorganizowano na rynku w Radkowie, dokąd przewiózł nas podstawiony autobus. Moje założenia taktyczne były takie: nie dać się urwać na pierwszym odcinku i nie stracić zbyt wiele do czołówki, rower pojechać zachowawczo (oszczędzając siły) a ostatni etap iść w trupa;) - szczególnie z tym ostatnim nie miałem problemu. Od startu tempo sportowe, ale nie zabójcze. pierwsze 3km po asfalcie, potem teren i praktycznie non-stop pod górę. Peleton rozrywa się po niecałych 10 minutach i biegnę w czołowej grupie, liczącej około 8 osób. Tempo podkręca Marcin Świerc, ale on biegnie tylko pierwszy etap i nie będziemy z nim rywalizować na całości. Na stromszych odcinkach troszkę odpuszczam, ale czołówki nie tracę z oczu. Tętno mam na poziomie 170-174 ud. - w bieganiu odpowiada to mojej strefie rozwoju. Do strefy zmian wpadam jako szósty z czasem 39 min, tuż za Kornelem. Przepak idzie mi dość sprawnie i na rower wyjeżdżam już jako piąty. Szybko dopadam i wymijam następnego zawodnika. Początek roweru to łatwy technicznie (jak się okazało, dla mnie) zjazd. Na jednym z rozjazdów gubię trasę i czekam na zawodników za mną. Jeden z nich jedzie z mapnikiem i wskazuje właściwy skręt. Trasa roweru niby oznaczona (różowe strzałki wymalowane na kamieniach;)), ale przy większych prędkościach czasami nie ma się pewności. Generalnie nie miał to być rajd na orientację, ale wyścig z własną nawigacją. Zwał, jak zwał. GPS-y były dozwolone i ważniejsze punkty sobie do niego wrzuciłem;) Kontynuując zjazd znowu zostawiam za sobą grupkę pościgową. Po kilku minutach dojeżdżam kolejnego zawodnika. Było to na początku podjazdu i widzę, że gość mocno daje w korby. Na rowerze jedzie dość pokracznie, ale ja nie za bardzo mogę go dojść. Musiałbym się mocno spiąć a nie takie są moje założenia, więc jadę swoje. Dochodzę go na pierwszym punkcie kontrolnym i widzę, że jedzie w zwykłych butach i szerokich spodenkach biegowych..., ale moc ma niezła! Zaczynamy długi i stromy podjazd. Po chwili robi się trochę trudniej i gość schodzi. Mijam go i odjeżdżam. Na górce oglądam się, ale już jest poza zasięgiem:) Dalszą część wyścigu jadę zupełnie sam. Cały czas mam wrażenie, że zaraz mnie dojdzie grupa i notorycznie oglądam się za siebie. Na otwartych odcinkach mocno doskwiera upał. Krajobraz zmienia się jak w kalejdoskopie i kilometry szybko uciekają. Trasa naprawdę świetna; kilka ciekawych zjazdów, dużo singli. Bez większych wpadek nawigacyjnych zaliczam kolejne punkty kontrolne. Mniej więcej 9km przed metą nie mam już picia, a tu nie ma bufetów. Zaczyna się las, więc i tak nie mam wyjścia, tylko zmierzam do przepaku, gdzie mam dalsze bidony. Rower kończę po 2,5h jazdy ze stratą 11 minut do prowadzącej dwójki Czechów. Marudzę dłuższą chwilę na strefie zmian, uzupełniam płyny i energię, chłodzę się wodą. Nadal nikt za mną się nie pojawia i wreszcie ruszam na trasę ostatniego biegu. Pamiętam z wykresu, że to dwa dłuuugie podbiegi i stromy zbieg do mety. Początkowo biegnie mi się nieźle, ale na stromych podbiegach muszę iść. Na prostych podkręcam tempo i wg. wstępnych wyliczeń powinienem ten etap zrobić poniżej 1,5h. Znowu mnie ogarnia "mania prześladowcza" i oglądam się za siebie;) Ciekawi mnie, ile wsadziłem na rowerze następnemu zawodnikowi i czy da radę odrobić tę stratę na 15km biegu...? W całym tym peletonie chyba jako jedyny nie jestem typowym biegaczem, więc wątpię w swoje możliwości. Naginam dalej. Zaczyna się zróżnicowany teren (korzenie, kamienie, krótkie podbiegi), w którym dość dobrze się czuję- wiadomo, beskidzka szkoła:) Zaczynam zbieg do Karłowa i... wpadam na asfalt:( Strasznie dłuży mi się ten odcinek, totalnie rozwala mnie psychicznie, bo asfalty to moja najsłabsza strona. Nie umiem złapać rytmu, strasznie się wlokę. Dobiegam do początku szlaku na Szczeliniec i ogarnia mnie lekka panika: przede mną setki turystów, między którymi muszę się przebijać po terenowych schodach:( Moje tempo na podbiegu nie jest zabójcze, ale i tak mijanie jest uciążliwe. Nie reaguję na komentarze i zaczepki. Jeszcze tylko ten podbieg a potem z góry. No jeszcze nie tak szybko. Tuż przed szczytem, na rozwidleniu szlaków, nie wiem czy wlec się do schroniska, gdzie podobno jest punkt kontrolny, czy naginać w dół do mety, jak sugeruje mapa organizatora? Wyciągam telefon i dzwonie do orga. Poza zasięgiem sieci, fajnie. Dzwonię na stacjonarny do Pasterki i proszę obsługę, żeby zapytali kogoś ze ścigu, co dalej... Po kilku minutach dostaję info, że do schroniska. Chwilę odpocząłem, więc pruję jak strzała;) W schronisku chwila zamieszania, bo setki ludzi. Zbiegam. Teraz już wiem, że jeśli do skrzyżowania nikt nie pobiegnie pod górę, to mam szansę obronić lokatę. Chwila nerwówki, staram się nie popełnić błędu. Skrzyżowanie - do tej pory nikogo. Do mety w dół, ale jak! Mega stroma ścieżka z potężnymi głazami. Gdzieniegdzie dosłownie zeskakiwałem z ponad metrowych progów. Już widzę schronisko. Biegnę przez łąkę i wpadam na ostatni asfaltowy odcinek przed metą. Oczywiście kontroluję, czy nikt mnie nie goni - na szczęście to już nierealne. W dobrym tempie, ale na luzie, wpadam na metę. Czas biegu 1:44h - sporo wolniej, niż zakładałem. Czas łączny 4:59h, co dało mi trzecie miejsce. Zadowolony:) Pierwsza dwójka, to Czesi a jeden z nich to brat Veny Hornycha:) Chłopaki mówili, że znają tu każdy kąt, bo to ich tereny. Mirek wygrał tę imprezę po raz trzeci:) Gratulacje! Podobało mi się na tyle, że zapewne będę szukał podobnych imprez. Maratony rowerowe jakoś mnie nie kręcą, więc może tutaj znajdę jakąś motywację:)
Na pierwszym etapie biegowym nie miałem GPS, więc zaznaczone tylko WP.
Celowo bez pulsometru. Rower: 40 minut roweru z 3x30 sekund w okolicach LT, bieg: 25 minut spokojnego truchtu z 3x10 sekund po 3:30min/km Samopoczucie bdb:)
Wywiało nas na stare śmieci, czyli do Pragi. Upał niemiłosierny a bez ruchu to jakoś tak nie bardzo, więc nie pozostaje mi nic innego, jak nastawić budzik na 5:45 żeby pobiegać chociaż chwilę... Prokopske udoli, to zalesiona dolina w środku miasta. Ma stromo opadające zbocza, na których wije się mnóstwo fajnych ścieżek. Do niedawna były to moje główne tereny treningowe a teraz już zapomniałem, jak to smakuje... Po drodze spotykam kilkunastu zwolenników porannego biegania i kolarstwa. Biegnie mi się ciężko. Przypisuję to wczesnej porze i niezbyt niskiej temperaturze. W końcu po 45 minutach poddaję się i wracam. Po treningu spoglądam na polara i przecieram oczy ze zdumienia: 8,5 km i ponad 250 metrów przewyższenia, to dlatego to tak bolało:)
Wczoraj rest, dziś siła na rowerze. Ćwiczenie pod kątem zbliżających się zawodów. Około 40 minut na rozkręcenie. Po drodze przyłącza się Kornel i jedziemy na Równicę zapodać kilka podjazdów;) Robię 3x 7 min w strefie mieszanej. Przed zawodami i tak już niewiele poprawię; raczej chodzi tylko o utrwalenie i żeby mięśnie nie zapomniały o co cho;) Rozjazd w terenie i do domu.
Miała być wycieczka w szerszym gronie, ale towarzycho trochę się wykruszyło... z różnych powodów;) W Brennej odbywają się dziś zawody DH i chcemy zobaczyć, jak sobie chłopaki radzą ze stromizną;) W ramach wycieczki jedziemy przez Jaworze, Błatnią i Karkoszczonkę. Po drodze spotykamy jeszcze kilku znajomych i zbieramy "posiłki". Jest zupełnie "lajtowo" i bardzo przyjemnie. W Brennej porzucamy rowery i "z buta" obchodzimy trasę, gdzie czeka Żona-wymarzona z prowiantem:)
Na zawodach poziom dość zróżnicowany, ale pomimo tego na żywo to spektakularne widowisko:))) Najciekawsze widoki były na stromym i technicznym odcinku w lesie.
Luźne kręcenie po bieganiu. Wzdłuż rzeki pojechałem do Wisły. Dzisiaj zakończenie Carpathii, na której bardzo dobrze radzi sobie Damian. Chciałem mu pogratulować na mecie, ale niestety był szybszy;) Charakter zawodów taki, że trudno wymierzyć, o której zawodnicy tam będą. Pokręciłem się chwilkę, ale akurat nikt nie dojeżdżał i pomknąłem do domu.
Duathlon już za tydzień i na dzisiaj zaplanowałem ostatni mocniejszy trening biegowy a po nim rozjazd na rowerze. Trening po płaskim, szybkościowy. Po 25 minutach rozgrzewki biegałem 3x1,5km w tempie 3:40/km. Pełny komfort, spokojnie mógłbym szybciej, ale przecież nie o to w tym chodzi;) Powrót spokojnym truchcikiem. Po krótkiej pauzie wyjazd na rower.