Wpis mocno archiwalny, więc nie będę wymyślał, że pamiętam gdzie jeździłem. Przejażdżka rowerowa w Beskidach w tempie umiarkowanym. Znając swoje zamiłowania, pewnie wylądowałem w rejonie Jelenicy;)
Tym razem padło na Strasburg. Wiadomo, praca... Na szczęście zabrałem garmina, bo inaczej bym się zgubił. Choć i Garmin miał ewidentnie problemy z orientacją, bo nie zauważył, że droga, którą chciałem biec, to kanał... Taki z dość dużą ilością wody i na moje oko jest tu od kilkuset lat;) Myślałem, że po wczorajszej kolacji już mało co mnie tu zadziwi, ale jednak... Biegnąc przez miasto natrafiłem na niewielki skwer z fajną szutrowa ścieżka, a tam biegający... KENIJCZYKÓW. Zrobiłem z tymi luzakami jedno okrążenia i swoim tempem pobiegłem dalej. Chłopaki poubierani w waciaki, ciepłe gacie i zimowe czapki, ale lekkość z jaką sunęli robiła wrażenie. Miasto takie sobie. Jak na mnie bardzo eklektyczne i jakieś takie nijakie... Wiem, wiem piękne zabytki itp., ale ja wolę zielone;) Chyba miałem zostać leśniczym;) Jedynie co, to katedra gromi.
Po deszczowo-śnieżnej niedzieli, znowu wyjrzało słońce. Co prawda w nocy było -6 stopni, ale wmawiamy sobie, że to wiosna;) Petra znowu ma pierwszą zmianę a ja czekam na Doroę i Artura, żeby razem z nimi zrobić zwiad "co w terenie piszczy". Trochę się nam rozjeżdżają te plany, bo ja chciałem na wycieczkę a Państwo na trening;) Podjazdy!!! No dobra, to się rozdzielimy. Przez pierwszą godzinę (wiem, miało być krócej;) jedziemy razem w kierunku Równicy, gdzie towarzystwo postanowiło się zmaltretować. Stamtąd cichaczem czmycham na drugą stronę, czyli w rejon Jelenicy. Objeżdżam kilka ścieżek i wracam na łono RODZINY:) Po jakimś czasie nadjeżdżają Dorota i Arturo. Pijemy kawę i nakręcamy atmosferę przed zbliżającymi się zawodami... (ja oczywiście jestem spokojny: nigdzie się nie wybieram;)
Od rana fajna pogoda, więc najpierw na rower wyrusza Petra. Ja w tym czasie trenuję do startu w plebiscycie na "Ojca roku"... Popołudniu czas na zmianę, ale niestety kiepści się pogoda i postanawiam pokręcić się "wokół domu". Najpierw zaliczam Skoczów, potem Biery i Ustroń. Wychodzi z tego całkiem sympatyczna przejażdżka:)
Kolejna wizyta w Prokopskim Udoli. Jakoś średnio się czuję, więc nie podkręcam tempa, tylko truchtam z nogi na nogę. Pobiegłem swoją tradycyjną pętelkę, ale dla odmiany w przeciwnym kierunku.
Z wpisami jestem strasznie w plecy, ale też ze strony sportowej nic ciekawego się u mnie nie dzieje... W niedzielę umówiłem się z Kornelem i raczej leniwym tempem poszliśmy obgadać i rozbiegać jego wczorajszy występ w Praskim półmaratonie (netto 1:17h):))) Kręciliśmy się w rejonie Ustronia i przypomniałem sobie o kilku fajnych ścieżkach, które koniecznie muszę przejechać na rowerze!
Poranne truchtanie. Żeby jakoś się pozbierać, to nastawiam budzik na 6.00, piję kawę i zasiadam nad nowym numerem Mountain Bike... Po 20 minutach kawa i lektura, lekko mnie nakręcają, więc wstaję i mówię sobie: Teraz! Po bieganiu zawsze jest super, ale czasami miewam problem, żeby się zebrać. Początkowe 1,5 km po asfalcie, z całkiem przyjemnymi widokami: miasto budzi się do życia;) Żeby dostać się w moje ulubione miejsca, mam do pokonania kilkusetmetrowy podbieg. W samej dolinie da się biegać po jej w miarę płaskim dnie lub zboczach, które są niezwykle rozległe i dość poszarpane:) Za to widok z góry jest powalający.
Dokonałem kilku zmian w ustawieniach FSR-a i trzeba to przetestować. Przejażdżka nad rzeką w kierunku Ustronia, potem na Jelenicę; kilka zjazdów i podjazdów. Na otwartych terenach szutry są suche, ale w lesie zalega jeszcze śnieg. Frajda super, ale nogi mam bardziej miękkie, niż zawieszenie roweru;) Rower już spisuje się o wiele lepiej, ale z tyłu muszę jeszcze podnieść ciśnienie, co mnie dość dziwi, bo wartości wyższej niż w Epicu.
O rany, to była przebieżka. Bardzo chciałem wypróbować moje nowe, krótkie spodenki CW-X. Dla urozmaicenia podjechałem samochodem do Szpotawic i wyruszyłem w kierunku Jaworza. Już po kilkudziesięciu metrach skusiła mnie jakaś dobrze zapowiadająca się ścieżka, w którą oczywiście odbiłem. Pierwszy kilometr spoko, ale miejscami bardziej stromo, niż bym tego sobie życzył;) No i dość sporo błota. Jakoś udało mi się przebiec do Jaworza i wzdłuż rzeczki pobiegłem do Bier. Trasa genialna, ale w lesie nie zauważyłem kilku gałęzi i ostrych krzaków. Zapomniałem też, że mam krótkie gacie... Efekt był taki, że moje nogi wyglądały jak befsztyk tatarski;) Krew ciekła mi po całych nogach. W Bierach przebiegłem na drugą stronę i zawróciłem w kierunku Jaworza. Po kilku kilometrach ścieżka się skończyła. Kilka tygodni wcześniej byłem tu z Kornelem i udało nam się pokonać rzeczkę w bród. Niestety teraz przybyło wody i przez kilka minut nie mogłem znaleźć odpowiedniego miejsca do przejścia na drugą stronę. W końcu stanąłem na wysokim brzegu, z którego teoretycznie mogłem skoczyć na szeroką kłodę i po niej dostać się na drugi brzeg... Chwilę się zastanawiałem i to był mój błąd, bo skarpa obsunęła się pode mną;) W ostatniej chwili zdążyłem się odbić, ale prędkość była niewystarczająca i oczywiście wylądowałem w rzece... Rewelka. Na szczęście miałem lekkie i przewiewne buty, z których woda dość szybko wyciekła;) Do domu wróciłem ubłocony, zakrwawiony i przemoczony - co więcej trzeba nam do szczęścia? Gacie super:)
Dzień wolny od pracy, poświęcony na załatwienie spraw, na które normalnie nie ma się czasu. Do tych spraw zaliczam m.in. wymianę opon w samochodzie. Żeby nie uronić żadnej chwili z wolnego dnia, pakuję do samochodu rower. Zamiast czekać w serwisie robię sobie terenową przejażdżkę wokół Skoczowa i Górek. Pierwszy raz w tym roku dosiadam swojego czarnego FSR i natychmiast stwierdzam, że nadal nic nie zrobiłem w kwestii ustawień zawieszenia... Przód wydaje mi się mało czuły a tył za miękki. Ale przynajmniej hamulce już działają;) Sram XX - dopiero po 3 odpowietrzeniu efekt zadowalający. W Skoczowie objeżdżam górkę zwaną "Kaplicą", ale jakoś nie mogę się tam wstrzelić w żadną przejezdną ścieżkę, więc jadę w lepiej znane mi tereny: Górka, Biery, Jaworze. Wycieczka płaska i łatwa, raczej nastawiałem się na przyjemność z jazdy w krótkich spodenkach;)