Wpisy archiwalne w kategorii

Ściganie

Dystans całkowity:1051.50 km (w terenie 930.00 km; 88.45%)
Czas w ruchu:62:36
Średnia prędkość:16.30 km/h
Maksymalna prędkość:72.20 km/h
Suma podjazdów:34285 m
Maks. tętno maksymalne:184 (96 %)
Maks. tętno średnie:177 (92 %)
Suma kalorii:52619 kcal
Liczba aktywności:19
Średnio na aktywność:55.34 km i 3h 28m
Więcej statystyk

MTB Trophy - etap 1

Czwartek, 23 czerwca 2011 · Komentarze(2)
Etap I, chyba najłatwiejszy;)
Pogoda na razie dopisuje, momentami było nawet nieprzyjemnie ciepło.
Trasa przebiega w 95% po terenach, które są mi dobrze znane i chyba dlatego nie robi to na mnie żadnego wrażenia. Taki normalny maraton. Tempo średnie z porywami w stronę wysokiego;) Muszę się cały czas kontrolować, żeby nie przesadzać. Świeża noga nie wie, co ją czeka przez kolejne dni...
Jestem pełen podziwu dla jazdy i kondycji Ivonne Kraft., która na swoich 29" kołach uciekała mi na zjazdach, jakbym jechał na dziecięcym rowerku. Pod górę, też nie mogłem jej utrzymać koła;) Wielki szacun dla tej Pani!
Aaa, kilometry się oczywiście nie zgadzają;) 70 zamiast 62, ale do tego trzeba chyba przywyknąć...:)))
Bez defektów, więc ok. Jutro etap czeski, najdłuższy. Zamierzam go przejechać "na pół gwizdka", bo potem czeka jeszcze Wielka Racza.

Karpacz - MTB Maraton

Niedziela, 12 czerwca 2011 · Komentarze(3)
Kategoria Rower, Ściganie
Nareszcie fajny maraton! Chociaż nie wszystko na to wskazywało...
Do Karpacza dotarliśmy w sobotę popołudniu i po wyjaśnieniu zamieszania z noclegami udaliśmy się na żer;) Kolację zjedliśmy w towarzystwie Mamby i Artura a potem dostąpiliśmy jeszcze zaszczytu wypicia piwa (oczywiście bezalkoholowego) z samym Prezesem naszego klubu ;)))
Niestety rano nie wszystko wyglądało tak fajnie... Po pierwsze zbudził nas deszcz, po drugi męczyła mnie jakaś niestrawność.
Pojechaliśmy w rejon startu. Samopoczucie bardzo kiepskie (zaczęło mi się jeszcze kręcić w głowie:), ale próbowałem to "rozkręcić". Nie chciałem odpuszczać tak dobrze zapowiadającej się imprezy, bo Karpacz to zdecydowanie najlepsza trasa w Polsce (do takiego przekonania doszedłem po zeszłorocznej edycji).
Start. Początek wyścigu to prawie 5km asfaltowego podjazdu. Tempo ostre. Czołówka poszła, jakby nie zauważyli, że jest pod górę;)
Starałem się utrzymać koło moim bezpośrednim rywalom. Do tego jeszcze próbowałem kontrolować tętno, które wyszło ponad 180... Wysoko ponad to, co nazywam obszarem kontrolowanym;) Ale chyba nie było, aż tak źle, bo na szczycie bez problemu zerwałem swoich "prześladowców" i jako jeden z pierwszych ze swojej grupy wjechałem w teren. To "przepalenie" rozwiązało całkowicie moje dolegliwości i od tego momentu jechało mi się świetnie.
MTBM Karpacz © klakier

Jak zwykle z wyścigu pamiętam niewiele...;) Trasa siadła mi idealnie. Nie było fragmentów, na których ktoś gwałtownie przyspieszał i zrywał tempo. Jechałem cały czas bardzo równo.
Chwilkę słabości przeżyłem jedynie przy wjeździe na drogę Chomontową. Po jakimś czasie dogoniła nas czołówka Giga i jak zobaczyłem z jaką lekkością to podjeżdża Dorożała i Kajzer, to dostałem "wiatru w skrzydła":))) Na końcówce udało mi się jeszcze pozbierać i przyspieszyć. Na zjeździe do mety wyprzedziłem kilka osób, choć przyznaję, że jednej z "agrafek" nie wyrobiłem...;) Chyba trochę za szybko to najechałem.
Była to dla mnie SUPER zabawa! REWELACYJNA trasa i nareszcie dobrze mi się jechało. No, może tego akurat po wynikach nie poznać.
47/415 open
13/160 M3

Krynica - MTB Marathon

Sobota, 28 maja 2011 · Komentarze(2)
Kategoria Rower, Ściganie
Do Krynicy przyjechaliśmy w piątek wieczorem. Jeszcze nie padało;)
Rano niski pułap chmur, ale nadzieja, że nie będzie powtórki z Zabierzowa, wciąż żywa;)
Na ostatnim maratonie odcięło mnie z powodu zimna. Tym razem postanawiam temu zapobiec i oczywiście ubieram się za ciepło.
Rano chcę zrobić rozjazd po starcie dystansu Giga. Niestety w chwili startu zaczyna się oberwanie chmury. Współczucie dla gigowców, bo zawsze powtarzam, że nie ma nic gorszego, niż jeśli leje na starcie. Deszcz uspokaja się po kilkunastu minutach i robię rozruch.
Start z drugiego sektora, więc luz. Generalnie wydaje mi się, że przyjechało zdecydowanie mniej ludzi. Czyżby pogoda?
Na trasie sporo błota. Nie jedzie mi się dobrze, więc odpuszczam tempo na początku. Po głowie chodzą myśli, żeby się wycofać(???). Walczę sam ze sobą, ale po wjeździe na Jaworzynę już jest ok;) Błoto utrudnia trochę zjazdy. Generalnie opony spisują się nieźle (Racing R + Rocket R.).
MTBM Krynica © klakier

Na jednym z końcowych podjazdów muszę zejść, bo gubię okulary. Chwilę potem GG zapewnia serwis, smarując łańcuchy. Wielka pomoc, dzięki serdeczne!
Cały czas tasuję się z Gorącymi Kubkami i tak mi upływa cały maraton.
Zjazd do Słotwin © klakier

Zjazd z Parkowej miód - malina! I nareszcie meta:)
Przejechane, wymęczone i chyba muszę do tego przywyknąć:)))
44/248 open
17/94 M3

Zabierzów MTBM - błotna masakra

Niedziela, 15 maja 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Rower, Ściganie
Na forum sporo było pozytywnych opinii o tej trasie. Byłem ciekaw, jaką trasę GG wyczaruje w tym rejonie. Tereny są mi znane z innych wypadów, mniej rowerowych.
Rano wszystko wyglądało nieźle i nawet pojawił się cień nadziei, że nie będzie padać. Rozjazd jeszcze bez deszczu, ale na starcie już kropiło. Byłem mocno zaskoczony, co deszcz zrobił z tym podłożem.
Od startu jechałem spokojnie i dopiero po 5 minutach wszedłem na wyższe zakresy. Grupa mocno się tasowała, w zależności od tego czy jechało się pod górę, czy w dół;)
MTBM Zabierzów © klakier

Pierwszą glebę zaliczyłem dość szybko. Był sobie mostek betonowy i kilka osób się tam zatrzymało. Ja to chciałem przejechać, niestety kolega przede mną stracił równowagę i wpadł do wody a rower został na mostku... Żeby nie pójść w jego ślady, padłem na kolana a rower rzuciłem do rzeczki:) Przynajmniej na początku byłem suchy.
Zaczynało padać coraz mocniej i trasa, a zwłaszcza zjazdy, zaczynała przypominać rewię na lodzie. Drugą glebę zaliczyłem na zjeździe, gdzie lekko przyhamowałem i centralnie strzeliłem w drzewo... Efektem był skrzywiony mostek. Stwierdziłem, że nie będę tego prostował i jechałem tak do końca... W sumie, w tych warunkach przesunięcie kierownicy o 2 cm, nie miało większego znaczenia:)))
Tempo jazdy był ślimacze, bo oprócz deszczu zaczęło jeszcze dość mocno zawiewać. Drogi leśne i polne pokryły się taką mazią, że nawet na płaskich fragmentach czasami jechało się 15 km/h. Masakra.
Dla mnie najgorszy był chłód. Zaczęły mi marznąć ręce i stopy. Po 2,5h miałem już problemy ze zmianą przełożeń (błoto i brak czucia w rękach). Do tego jeszcze na lekkich przełożeniach zaciągało mi łańcuch. Na szczęście lubię biegać;)
Końcowe 45 minut jechałem jak patałach. Byłem tak wyziębiony, że nie mogłem utrzymać roweru, ani sensownie pedałować. Dojazd do mety korytem rzeczki (dobre kilkaset metrów), to była wisienka na torcie.
Pogoda na pewno zmieniła charakter trasy, ale tak czy siak, uważam że trasa nie była niczym szczególnym. Dużo płaskich odcinków po szerokich, leśnych duktach. Zdecydowanie za dużo asfaltowych odcinków.
Trasa liczyła sobie 68 "golonkometrów", zamiast deklarowanych 64km;)
65/570 open
17/223 M3

Zdzieszowice - Bikemaraton

Sobota, 7 maja 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Rower, Ściganie
Nie miałem w planach tego startu, ale fakt że impreza niedaleko, skłonił mnie do startu. Moje przygotowanie praktycznie zerowe. We wtorek była siłownia a potem dopiero w piątek udało mi się wsiąść na 1 godzinę na rower (do sklepu po jajka;).
W Zdzieszowicach zaplanowałem dystans Giga, bo czas przejazdu bardziej odpowiada Mega u GG.
Po starcie runda przez miasto i kilka kilometrów asfaltem na Górę Św.Anny. Pozwoliło to na dobre rozciągnięcie stawki, więc nigdzie nie było problemów z mijaniem.
Bikemaraton Zdzieszowice by B.Sufin © klakier

Niestety gdzieś popełniłem błąd i na trasie zabrakło mi picia (camel 1,5l + bidon 0,7l) i po 2:20h trochę mnie "odcięło";))) Nie mogłem jeść, bo nie miałem czym popić... Męczyłem się tak z 20 minut. Tętno spadło do poziomu 155 uderzeń, więc wycieczka. W akcie desperacji łyknąłem jeszcze żela i po jakimś czasie dogoniłem Łukasza z naszego teamu, który uraczył mnie wodą:) Serdeczne dzięki:)))
Końcówka już trochę lepiej. Goniłem z myślą, że za chwilkę już meta;)
Cel zrealizowany, bo był to dobry trening. Generalnie, gdybym zjechał na Mega, to chyba miałbym lepszą lokatę (wg międzyczasów). Trasa świetna, super podjazdy (ciekawsze niż w Złotym Stoku), szybkie, łatwe i przyjemne zjazdy. Jedynym, poważnym mankamentem było to, że na Giga były miejsca, które przejeżdżało się 3 krotnie!!!
40/147 open
16/46 M3

Złoty Stok - MTB Marathon

Sobota, 30 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Ściganie, Rower
Kolejna i nareszcie górska edycja MTBM. W Murowanej nie startowałem, w Dolsku raczej nie błysnąłem, tak więc w Złotym Stoku zostałem obdarowany prawem startu z III. sektora;) Nie ma co narzekać, ale było sporo wyprzedzania.
Maraton dość krótki i oprócz kilku fragmentów zjazdów niezbyt wymagający technicznie. Zdaję sobie sprawę z tego co piszę, ale wydawał mi się mało "golonkowski"; Nawet nie było żadnej pomyłki w podanych kilometrach, czy przewyższeniu...
Po zapewnieniach GG, że zwycięzca MEGA przyjedzie prawdopodobnie w czasie 2:15h, to założyłem, że ja powinienem dojechać w okolicach 2:45h. Ku memu zaskoczeniu wyszło o pół godziny krócej. Nie pieję z zachwytu, bo jednak inaczej próbowałem rozłożyć siły. To, że będzie krócej zaświtało mi dopiero jakieś 8 km przed metą, ale tam nie było już zbyt wiele do nadrobienia.
MTBM Złoty Stok © klakier

Ogólnie zadowolony, bo udało mi się przejechać równo i z pewną rezerwą. Ciekaw jestem jak będzie przy dłuższych maratonach...
Generalnie: 62/519 MEGA, 18/200 M3

Dolsk MTB Marathon - trening indywidualny

Sobota, 16 kwietnia 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Ściganie, Rower
Wiele od tego dnia nie oczekiwałem. Pierwszy maraton, płasko, ja niezbyt dobrze przygotowany do ścigania..., no cóż.
Pogoda świetna, na horyzoncie ani jednej górki większej od kreciego kopca;) Atmosfera zawodów ma dla mnie coś magicznego. Wiele znajomych twarzy, dużo fajnego sprzętu, zapach maści rozgrzewających. Po prostu to uwielbiam! Maratony u GG są dla mnie jeszcze o tyle przyjemniejsze, że rozdzielenie czasu startu poszczególnych dystansów, nie powoduje nerwowych ruchów mas ludzkich.
Przed startem korzystam jeszcze z pomocy ekipy SYNERGII i zakładają mi "tape" na mojego achillesa. Okazuje się skuteczne:))))
tape © klakier

Przed maratonem rozgrzewka: 30 minut nisko a potem 15 minut różnych figli z wyskokami w wysokie strefy. A co, niech ciało wie, co go czeka;)
Żona-wymarzona i ja by k.Mariak © klakier

Od startu tempo mocne, już po kilkuset metrach peleton się dzieli i zostaję w drugiej grupie. Po pierwszym "zjeździe" niespodzianka: gość przede mną postanawia porzucić rower i trochę pofruwać. Powoduje to niezłe zamieszanie. Mi się udaje przejechać mu tylko po kostce...
Po wjeździe na ścieżki mijam jeszcze kilku ludzi. Jadę wysoko (około 170), ale czuję się spoko. Moja radość szybko się kończy; Po około 18 minutach czuję miękkie koło. Okazuje się, że opona jest rozcięta na boku. Próbuję napompować i liczę na to, że mleko to uszczelni; nic z tego: cięcie na 2-3 cm. Zakładam dętkę i gonię dalej. Moja grupa już pewnie na pierwszym bufecie;)
Po 50 minutach mijam bufet i... widzę, jak Żona-wymarzona naprawia defekt. Ja i tak o nic nie walczę, więc jej pomagam. Blisko 7 cm gwóźdź zmasakrował jej oponę. Zakładamy dętkę. Chwilę jedziemy razem.
Dalsza część maratonu, to trening indywidualny; jadę cały czas równym tempem. Mijam pojedynczych ludzi, grupy. Nikt nie łapie się do współpracy. Ostatnie 5 km przyspieszam.
MTBM Dolsk © klakier

Ogólnie fajny trening i pierwsze starcie z własną niemocą;)))
Potem kąpiel i FANTASTYCZNY masaż w namiocie SYNERGII! Polecam gorąco, dzisiaj czuję się, jak młody Bóg:))
Czasy, prędkości i tętna są niedokładne, bo nie wyłączałem polara na postojach.

Klimczok

Niedziela, 13 lutego 2011 · Komentarze(2)
Kategoria Ściganie, Bieganie
Dziś odbyły się zawody biegowe ze Szczyrku na Klimczok.
W ramach rozgrzewki zostawiliśmy samochód na końcu Brennej i przez Karkoszczonkę pobiegliśmy do Szczyrku. Zjechało się sporo osób (chyba 127 startujących), wśród nich kilku kolarzy;) Zdecydowana większość to "biegacze-wyjadacze". Pogoda genialna - świeciło słońce i trzymał porządny mrozik (około -7).
Trasa prowadziła z centrum do Orlego Gniazda a potem dalej niebieskim i czarnym szlakiem do schroniska pod Klimczokiem. W sumie 5,6km i 600m w pionie:)
W oczekiwaniu na start zrobiliśmy jeszcze kilka lekkich przebieżek.
Po starcie starałem się trzymać równe, (jak na moje możliwości) wysokie tempo i nie dawać się sprowokować. Na trasie było sporo oblodzeń a w 2/3 dystansu zaczęło mnie lekko "wybierać". Obecnie moja tolerancja na wyższe zakresy nie jest zbyt dobra i mocno się musiałem "spinać", żeby nie zwalniać. Dało mi się też we znaki zmęczenie z ostatnich dni.
Ten trzeci, zupełnie z tyłu, to ja:))) © klakier

Summa summarum byłem 12 w open, ze stratą około 3 minut do zwycięzcy. Jak dla mnie, rewelacja:)
Jednakże nie zawody były celem, tylko trening. Tak więc na mecie wypiliśmy herbatę i pobiegliśmy dalej w kierunku Szyndzielni, a potem przez Stołów znowu na Karkoszczonkę; zbieg do Szczyrku i podbieg do Orlego Gniazda. Dekoracja (kolegi) i znowu przez Karkoszczonkę do Brennej.
Ufff, prawie 30km biegania. 9,5km rozgrzewki; 5,6km zawody; 11km trening i jeszcze 4km powrotu do samochodu...
Syto:)

Puchar Czantorii - zawody skitourowe

Sobota, 8 stycznia 2011 · Komentarze(1)
Czantoria pod nosem, więc pomimo parszywej pogody szkoda mi było zrezygnować z takiej możliwości "przetarcia się"... Leje już od rana a śnieg zniknął już chyba 2 dni temu. Na szczęście warunki na stoku niezłe.
Na rozgrzewkę 40 minut (7km) truchtu po wiślańskich wałach.
Start wspólny o 15.30. Nie wiem czy to pech, czy też ta moc w nogach;), ale zaraz po "wystrzale" wyrwało mnie z wiązań. Spowodowało to niezłe zamieszanie, bo w sumie startowało ok. 70 zawodników a ja stałem raczej z przodu... Po kilkudziesięciu sekundach udało mi się znaleźć zadeptaną nartę i wpiąć buta. Właściwie przez całe pierwsze okrążenie przedzierałem się do przodu. Wiązanie wypięło się jeszcze 5 razy - w tym raz na zjeździeeeeee...
Zawody odbywały się na 3 pętlach a ściankę pod górną stacją wyciągu, pokonywało się obowiązkowo "z buta", z nartami przytroczonymi do plecaka. Pomijając moje braki techniczne przy ładowaniu nart na plecak, to tam udawało mi się wyprzedzać najwięcej osób.
Zmrok zastał mnie już podczas zjazdu na drugiej pętli. Byłem pełen podziwu dla zawodników z czołówki (mijałem się z nimi na podejściu), którzy walili czerwoną trasę z Czantorii "na krechę". Mnie to tam nie puszcza;)
Ogólnie jestem zadowolony, bo zrobiłem solidny trening. Szedłem równo, bez żadnych spadków mocy;) Wynik taki sobie, 19 w open i 7 w kategorii. Bywało lepiej:(
Generalnie ze skitouringu zrodziła się już u nas dyscyplina sportowa a zainteresowanie zawodami jest na tyle duże, że przyjeżdżają zawodnicy z całej Polski, Czech i Słowacji. Zawsze to przyjemniej startować w dobrym i licznym gronie:)))

Poooszli.... (Foto T. Król) © klakier