Wywiało nas na stare śmieci, czyli do Pragi. Upał niemiłosierny a bez ruchu to jakoś tak nie bardzo, więc nie pozostaje mi nic innego, jak nastawić budzik na 5:45 żeby pobiegać chociaż chwilę... Prokopske udoli, to zalesiona dolina w środku miasta. Ma stromo opadające zbocza, na których wije się mnóstwo fajnych ścieżek. Do niedawna były to moje główne tereny treningowe a teraz już zapomniałem, jak to smakuje... Po drodze spotykam kilkunastu zwolenników porannego biegania i kolarstwa. Biegnie mi się ciężko. Przypisuję to wczesnej porze i niezbyt niskiej temperaturze. W końcu po 45 minutach poddaję się i wracam. Po treningu spoglądam na polara i przecieram oczy ze zdumienia: 8,5 km i ponad 250 metrów przewyższenia, to dlatego to tak bolało:)
Wczoraj rest, dziś siła na rowerze. Ćwiczenie pod kątem zbliżających się zawodów. Około 40 minut na rozkręcenie. Po drodze przyłącza się Kornel i jedziemy na Równicę zapodać kilka podjazdów;) Robię 3x 7 min w strefie mieszanej. Przed zawodami i tak już niewiele poprawię; raczej chodzi tylko o utrwalenie i żeby mięśnie nie zapomniały o co cho;) Rozjazd w terenie i do domu.
Miała być wycieczka w szerszym gronie, ale towarzycho trochę się wykruszyło... z różnych powodów;) W Brennej odbywają się dziś zawody DH i chcemy zobaczyć, jak sobie chłopaki radzą ze stromizną;) W ramach wycieczki jedziemy przez Jaworze, Błatnią i Karkoszczonkę. Po drodze spotykamy jeszcze kilku znajomych i zbieramy "posiłki". Jest zupełnie "lajtowo" i bardzo przyjemnie. W Brennej porzucamy rowery i "z buta" obchodzimy trasę, gdzie czeka Żona-wymarzona z prowiantem:)
Na zawodach poziom dość zróżnicowany, ale pomimo tego na żywo to spektakularne widowisko:))) Najciekawsze widoki były na stromym i technicznym odcinku w lesie.
Luźne kręcenie po bieganiu. Wzdłuż rzeki pojechałem do Wisły. Dzisiaj zakończenie Carpathii, na której bardzo dobrze radzi sobie Damian. Chciałem mu pogratulować na mecie, ale niestety był szybszy;) Charakter zawodów taki, że trudno wymierzyć, o której zawodnicy tam będą. Pokręciłem się chwilkę, ale akurat nikt nie dojeżdżał i pomknąłem do domu.
Duathlon już za tydzień i na dzisiaj zaplanowałem ostatni mocniejszy trening biegowy a po nim rozjazd na rowerze. Trening po płaskim, szybkościowy. Po 25 minutach rozgrzewki biegałem 3x1,5km w tempie 3:40/km. Pełny komfort, spokojnie mógłbym szybciej, ale przecież nie o to w tym chodzi;) Powrót spokojnym truchcikiem. Po krótkiej pauzie wyjazd na rower.
W ostatni weekend zjeżdżaliśmy zielonym szlakiem z Trzech Kopców do Brennej. Teraz zachciało mi się to podjechać. Nie był to mój najlepszy dzień... Wyjechałem z domu i po 300m zawróciłem, bo zapomniałem bidonów;( Po kilku minutach jazdy zaczęły mnie wkurzać odgłosy ocierającego tylnego hamulca. Ujechałem jeszcze kawałek i w końcu postanowiłem coś z tym zrobić. Szczęka mi opadła, jak zobaczyłem, że założyłem koło z tarczą 140mm (Taurin) do hamulca 160mm! Tarcza wchodziła do zacisku dosłownie na kilka milimetrów i dlatego się nie zorientowałem wcześniej. Wracać i wymieniać już mi się nie chciało, więc kontynuowałem jazdę praktycznie bez tylnego hamulca:) Przygód jeszcze nie koniec: jadąc wzdłuż Brenicy trzeba przejechać 2-3 m potok; jakoś się tam zawahałem, zbyt mocno przyhamowałem i już stałem obiema nogami w zimnej wodzie (sic!). Dalej już jakoś bez problemów. Podjazd z Leśnicy jest świetny. Genialne widoki, droga szybko ucieka. Nie za bardzo miałem koncepcję, którędy jechać dalej i po prostu obrałem kierunek na Orłową i Równicę. Szlak w kilku miejscach wymagający, ale bardzo ciekawy. W większości pokonuję go w odwrotnym kierunku. Fajna zmiana:) Zjazd przez Lipowski Groń do Górek.
Dziś bieganie, ale z zadaniami:) 3x2km w tempie na "dychę", czyli dla mnie ok. 3:40min/km. Najpierw delikatna rozgrzewka (25 minut) i ogień... Wyszło nieźle, dobrze czułem tempo i praktycznie nie musiałem kontrolować prędkości. Interwały wyszły mi dokładnie po 7,5 minuty a tętno średnie z powtórzeń: 170 ud. (II zakres). 20 minut rozbiegania i do domu na drugie, zasłużone śniadanie.
Rano byłem umówiony z Kornelem na telefon odnośnie treningu. W planach była szosa i rozbieganie, ale pogoda jakaś taka niewyraźna (nawet kropiło), więc szosę odpuściliśmy. Na mtb jakoś mnie nie ciągnęło, no to zostało nam truchtanie. Wykonaliśmy standardową pętelkę przez Żarnowiec i o 8.30 siedzieliśmy już na tarasie pijąc kawę - miły dnia początek:))) Pogoda się za to tak wyklarowała, że było ponad 32 stopnie...
Umówiliśmy się na przejażdżkę w większym gronie (Żona - Wymarzona, Mamba, Taśma, Kazek, Artur i ja). Żona-wymarzona rozprowadziła nas do Ustronia i pojechała swoimi ścieżkami. Zostawiła nas na bezdechu i teraz spokojnie kontynuowaliśmy jazdę przez Jelenicę w kierunku Czantorii, dalej przez Nydek na Filipkę. Miało być zupełnie "lajtowo", ale Arturowi chyba brakuje ostatnio zawodów i mocno naciskał... Następnym razem skontroluję mu rower, czy aby nie nabył jakiegoś dodatkowego napędu;) Na Filipce krótki rest i jedziemy w kierunku Kiczorów. Na odcinku do Stożka sporo ludzi, ale udaje mi się przejechać cały fragment "w siodle". Na Stożku rozważamy dalsze warianty trasy i wybieramy zjazd do Wisły przez Kobylą. W Wiśle tradycyjnie opuszcza nas Kazek. Tylko najtwardsi wspinają się na Trzy Kopce - tylko po to, aby zjechać zielonym szlakiem do Brennej Leśnicy:))) Bajka. Do Górek jedziemy wzdłuż rzeki, która jest okupowana przez grillujących i wrzeszczących "plażowiczów". Ach, te miejskie upodobania;)