Śniegu ciągle przybywa, więc decyduję się na narty w rejonie Czantorii. Ruszam z Jelenicy żółtym szlakiem na Małą Czantorię. Oczywiście szlak nie przetarty - i o to właśnie chodzi w skitouringu;) - ale męczę się niemiłosiernie. Po godzinie jestem kawałek od czeskiego schroniska pod Czantorią i zaczynam kombinować, że nie mam szans przejść dzisiaj tego co zaplanowałem. Zmieniam trasę i decyduję się na zjazd przez Poniwiec. Z Czantorii w stronę Poniwca, czysta BAJKA. Freeride w najlepszym wydaniu:))) Za to od dolnej stacji wyciągu jadę po poboczu drogi:( Wykorzystując fragmenty trasy tegorocznego Trophy z trudem wracam do auta...
Na sensownie poukładany trening czasu brak... a co dopiero na uzupełnianie wpisów;) Przestałem się już szarpać i nawet nie próbuję realizować planu godzinowego. W tygodniu zostaje siłownia a w weekend zawsze coś się przytrafi. Dziś przytrafiły się nam biegówki na Kubalonce. Pogoda mało przyjemna, bo wiatr dawał nieźle popalić. Petra biega pierwsza, ja spaceruję;) Potem zmiana. Biega mi się średnio, na trasach sporo nawianego śniegu a do tego dość piździ. Poza tym są jakieś zawody, więc wstęp na część tras ograniczony. Kończę po 45 minutach... i zwożę się autem do Ustronia. Buty do biegania mam zawsze w samochodzie, więc wybieram taką opcję powrotu do domu;) Przez Zawodzie na Żarnowiec i lasami do Górek. Spadło jakieś 20cm śniegi, więc bieganie czysto siłowe, ale uciechy co nie miara:))) Biegania wyszła równa godzina i trochę ponad 10km.
Już wiem, zima jest w Jakuszycach:))) Ponad 100cm śniegu:))) Zebraliśmy się naszą Trójką i po drodze zabieramy jeszcze Kubę. Na wspólne bieganie umówiłem się też z Damianem , ale niestety docieramy z pewnym opóźnieniem i nie udaje się nam skoordynować działań sportowych. Bieganie rozdzielam na dwa bloki: pierwszy z wózkiem, drugi z Kubą;) Ani jeden do łatwych nie należy... Do wózka pożyczyliśmy zestaw narciarski (prezentuje go Damian na swoim blogu) i wyruszyłem na próbną przejażdżkę. Nie wiedziałem co będzie, więc wybieram najłatwiejszą trasę: z Polany na Orle. Jeśli już nabierze się prędkości i płynności ruchu, to jazda po płaskim jest całkiem przyjemna. Jedynie tętno znacznie podwyższone i prędkość o jakieś 2km/h niższa. Za to pod górkę, nawet najmniejszą, czuć mocno. Ale zawsze lepsze to, niż siedzieć w pokoju, albo spacerować. Tam i z powrotem wyszło mi 54 minuty. Po pierwszej siłowej części, przyszedł czas na sprinty... Z Kubą nie biegałem kilka lat i jak należało oczekiwać, był to sprawdzian sił i umiejętności;)) Na rozgrzewkę biegniemy trasy zawodnicze wokół Polany. Prędkości na poziomie 16 - 17 km/h, więc tempo od początku niezłe. Po pół godzinie już biegniemy równo. Zaczynamy Górnym Duktem, potem na Samolot i tam kilka razy pętlimy: Labirynt, trasę Justyny i Ambonę. Śnieg bardzo fajny, ale niezbyt szybki. Po niecałej 1:30 zjeżdżamy w dół.
Rano przeżywam szok. Termometr pokazuje 9 stopni... na plusie! Co to ma być? Śnieg widzę już tylko w oddali. Ostatnie dwa dni na biegówkach trochę mnie wymęczyły, więc decyduję się na krótkie, ale treściwe bieganie. Do tego nakręca mnie perspektywa wypróbowania moich nowych butów , które moja Żona określa jako "wesołe";) Zaczynam jak zwykle... spokojnie:) Od razu wbijam się w leśne ścieżki i dopiero po 15 minutach wybiegam na ubity grunt. Przyspieszam do tempa 4:20min/km i tak trzymam przez kolejnych 15 minut. Raczej mam problem z podkręcaniem i co chwilę kontroluję prędkość i zwalniam. Tętno około 5-8 ud. poniżej AT. Ostatni kwadrans planuję pobiec po 4:00 min/km, ale po 12 minutach biegu daję się skusić na fajną ścieżkę, no i w rezultacie kończy się bieg. Ląduję jakiś chaszczach;) Kontynuowanie tempa nie ma sensu, więc po wygrzebaniu się na jakąś normalną drogę, już spokojnie truchtam do domu. Wrażenia z buta bardzo pozytywne. Jak na terenowy model jest bardzo lekki i sprężysty. Stosunkowo niska cena.
...więc jedziemy na Kubalonkę;) System taki sam jak wczoraj, jedna osoba biega, druga spaceruje. Spotkaliśmy sporo znajomych, więc co chwilę kogoś mijam i ucinamy sobie pogaduchy. Oczywiście w biegu;) Pogoda już się trochę skiepściła. Odczuwalna temperatura o wiele niższa od realnej, do tego mgła i wiatr. No, ale śnieg był śliski:))) Biega mi się cały czas dobrze, ale po ponad godzinie zaczynam mieć problemy z koordynacją. Brakuje długich treningów:(
W tygodniu jak zwykle tylko siłownia; po pięciu tygodniach obudowy, zacząłem wreszcie podnosić jakieś ciężary: pierwsze treningi SM. Wyszło zaskakująco dobrze:)
Dzisiaj wyruszamy całą naszą Trójcą na Kubalonkę. Biegamy na zmiany, w tym czasie druga osoba spaceruje z naszym małym głodomorem;) System spisuje się nie najgorzej, bo na szczęście Zuza lubi ruch i świeże powietrze. Czy ma inne wyjście???
Warunki na trasach na prawdę dobre. Biegało nawet trochę więcej osób (w tym część JBG-2, Osa i Diabeł;). Narta dobrze się ślizga, więc nie baczę na tętna, tylko skupiam się na dobrej zabawie:)))
Pierwotnie byłem ustawiony na poranne bieganie z Kornelem i Iruniem, ale okazało się, że nie dam rady:( Około południa przyjechali znajomi odebrać narty i zapytali, czy nie poszedłbym z nimi pobiegać... Nie mogłem przecież odmówić;) Nie miałem zamiaru robić nic długiego, tylko ich rozprowadzić i grzecznie wrócić do domu. Wyszło tak, że zostawiłem ich pod Równicą i po powrocie miałem 20km w nogach... za to lekko i przyjemnie:)
W Beskidy również zawitała zima, choć w bardzo skromnej postaci. Na Kubalonce około 20cm i przygotowana jedna "duża" pętla - ok 4km;) Pomimo tak niewielkiej warstwy śniegu trasy dość równe i twarde. Niestety ostatniej nocy spadło kilka centymetrów świeżego śniegu a ratrak dzisiaj nie wyjechał. Na szczęście ta warstwa nie była mokra, tylko lekka jak puch, więc po przejechaniu pierwszej rundy już było w miarę OK.
Ze wzgl. na profil tras bieganie na Kubalonce do łatwych nie należy. Dzisiaj skupiłem się na ćwiczeniach technicznych, m.in. przypominając sobie, jak jeździ się "jeden-na-jeden" a jako element siłowy zaaplikowałem sobie jedną rundę bez kijków - gorąco polecam wszystkim masochistom:)
Wczoraj może nie było idealnie, ale jazda sprawiała mi mnóstwo frajdy. Dzisiaj wszystko jest inaczej...:( Wieje, pada deszcz, śnieg zamienił się w namoczoną gąbkę a na domiar wszystkiego jeszcze Polar zaczyna wariować. O ślizganiu nie ma mowy, praktycznie całą energię wkładam w utrzymanie jakiejkolwiek prędkości. Z kijka też nie jestem w stanie się odepchnąć, bo zapada się na kilkanaście centymetrów. Odpuszczam po godzinie, choć miałem ochotę zawrócić już po 10 minutach.
Pierwszy prawdziwy kontakt z białym puchem:) Warunki rewelacyjne, od 40 do 75cm śniegu. Przygotowane ponad 25km tras i zero ludzi. Miałem spore obawy, jak to będzie po dłuższej pauzie i bez konkretnego przygotowania, ale okazało się, że tego tak łatwo się nie zapomina... Tempo dość przyzwoite, ale też po 1,5h zacząłem mieć problemy z koordynacją ruchów, więc odpuściłem. Nawet udało mi się nie zaliczyć gleby;) Kilka fotek dla spragnionych zimy.