Wpisy archiwalne w kategorii

Rower

Dystans całkowity:5964.80 km (w terenie 3465.70 km; 58.10%)
Czas w ruchu:294:32
Średnia prędkość:20.25 km/h
Maksymalna prędkość:76.00 km/h
Suma podjazdów:99695 m
Maks. tętno maksymalne:181 (94 %)
Maks. tętno średnie:167 (87 %)
Suma kalorii:179880 kcal
Liczba aktywności:124
Średnio na aktywność:48.10 km i 2h 22m
Więcej statystyk

Szosa

Wtorek, 19 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Rower
Planowałem dłuższy rozjazd i wybór padła na szosę.
Pierwsze 20 km przerywane, bo załatwiałem jakieś drobiazgi. Potem już kierunek Skoczów, Gumna, Haźlach aż do Zebrzydowic. Na tej trasie trochę mnie zagięły podjazdy...
Później do Jastrzębia - krótka wizyta w domu rodzinnym i szybkie uzupełnienie kalorii;)) Powrót przez Pielgrzymowice i Pruchną. Na dwupasmówce - wyścig z deszczem. Już w Skoczowie zaliczyłem pierwsze krople... W chwili gdy wchodziłem do domu, lunęło porządnie:)

Rozruch

Poniedziałek, 18 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Rower
Po wczorajszej przejażdżce nabrałem ochoty, żeby się trochę przewietrzyć i rozruszać. Dla odmiany osiodłałem wyścigowego Speca i pojechałem w rejon Żarnowca i Równicy.
Na podjeździe 3x3 min pod progiem LT a potem rozjazd na zupełnie nowych ścieżkach, które przez przypadek odkryłem. Trzeba będzie popracować nad nowymi wariantami tras:)

Uphill MTB - Czantoria

Niedziela, 17 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Rower
Tym razem pojechaliśmy tylko popatrzeć;) Jestem jeszcze chyba zmęczony po Trophy, Sella Rondzie i urlopie... Od powrotu z Włoch nie siedziałem jeszcze na rowerze, a tak na prawdę to w ogóle nic nie robiłem:)))
Start uphillu był po czeskiej stronie, niedaleko Trinca. W tamtą stronę pojechaliśmy bocznymi asfaltami, zupełnie rekreacyjnie.
Na starcie stanęła prawie setka kolarzy a wśród nich mnóstwo znajomych. Czasami fajnie pojawić się na zawodach bez stresu i wyścigowej gorączki;)
Mój plan był taki, że podjadę sobie na Czantorię i stamtąd zrobię jakąś rundę po górach. Sam uphill fajny, bo było na nim ze 2 km zjazdu (:))), trasa długa i dość wymagająca. Pomimo, że jechałem raczej spokojnie, to tętno chwilami wyskakiwało w okolice 170 ud. Na płaskim odcinku pozwoliłem sobie "podciągnąć" na kole jednego z czeskich zawodników i trochę się przepaliłem (pozytywnie).
Wszystko się tak przeciągnęło, że po wyjeździe na Czantorię przejechałem w rejon Poniwca i przez Jelenicę Cisownicę pomknąłem do domu.

Tremalzo

Sobota, 9 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Rower
Wyruszam z Arco w kierunku Rivy, skąd przez Ponale zmierzam do Pregasiny. Droga prowadzi po półkach skalnych i widok na jezioro jest gromiący:)
Droga do Pregasiny © klakier

Ponale © klakier

Widok na Gardę © klakier

Na podstawie map i opisów z przewodników, załadowałem waypointy do gps-a. Niestety nawet to nie pomaga. Wiele razy trasa ma inny przebieg, niż zakładany. Skrzyżowania, drogi, których nie ma... m.in. trawersuję górę z innej strony, niż to pokazane na mapie;) Na szczęście na trasie spotykam kilka osób i konsultujemy przebieg trasy. Widoki po drodze są na prawdę oszołamiające.
Bocca Larici © klakier

Największe problemy z nawigacją mam w okolicach Malga Paler. Nie mogę znaleźć właściwego przebiegu trasy i wbijam się w jakąś drogę, która po kilkuset metrach zamienia się w stromą i kamienistą ścieżkę. W sumie około 15-20 minut z buta i docieram na wypłaszczenie. Po chwili z prawej strony, gdzie na mapie nie było żadnej ścieżki, podjeżdża koleś na rowerze;))) Dalszy odcinek rekompensuje trudy wspinania: wąska dróżka wije się po zacienionym zboczu. Po kilku kilometrach docieram do malutkiego schroniska, gdzie postanawiam uzupełnić zapasy płynów. Wchodzę do środka i czekam... Po kilku minutach nic się nie dzieje i zaczynam się rozglądać za jakąś obsługą. Wzrokiem natrafiam na kartkę, informującą, że to schronisko samoobsługowe i po poczęstunku należy uiścić opłatę wg. własnego uznania do skarbonki w ścianie;) Ciekawe, jak długo u nas by coś takiego działało? Nadmienię, że do dyspozycji była woda, kawa i wino....
Dalsza część trasy to coraz szersza droga z przewagą luźnych szutrów. Praktycznie od Passo Note na przełęcz Tremalzo podjeżdża się kamienistą drogą. Nie jest stromo, ale brak cienia i luźne podłoże dają się we znaki. Krótkotrwałą ulgę przynoszą przejazdy przez liczne tunele.
Droga na Tremalzo ©

Widok na masyw Monte Baldo ©

Na przełęcz docieram po 3,5 godzinach i w schronisku robię pierwszą dłuższą pauzę. Spotykam tam znajomego z maratonów: Piotra S.
Dalsza trasa, to już praktycznie sam zjazd. Krótko po asfalcie, potem leśnymi drogami, aż do jeziora Ledro. Fragmenty mocno wypłukane przez wodę i stromizna dają się we znaki. Z ulgą wyjeżdżam na płaskie;)
Teraz kilka kilometrów wzdłuż Ledro i zjazd nad Gardę po drodze Ponale:)))

Jezioro Garda

Piątek, 8 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Rower
W Dolomitach trochę skiepściła się pogoda i nie udało mi się przejechać następnej zaplanowanej trasy - ale na pewno tam wrócimy;)
Widząc co się dzieje, przemieszczamy się nad Gardę. Klimat i pogoda zgoła inne: wysoka wilgotność i upał sięgający 32 stopni w cieniu... Jak dla mnie mało sprzyjające warunki do uprawiania kolarstwa.
Nad Gardą byliśmy wielokrotnie i bardzo cenimy sobie te tereny do jazdy na szosie. Postanowiłem jeszcze dać jedną szansę szlakom MTB i planuję przejazd słynnego Tremalzo. Jednak ze względu na burzową pogodę, przekładam trasę na jutro.
Dziś leniwy rozjazd po ścieżkach rowerowych łączących Arco, Torbole i Rivę. Pełen relaks z plażą, lodami i kawą; Pomimo tego dystans padł znaczny:)

Passo Fedaia

Środa, 6 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Rower
Dziś miał być dzień zupełnie bez roweru. Z odpowiednimi zapasami żarcia, wybraliśmy się na piknik. Chodzić nie lubię, więc przemieszczaliśmy się samochodem;) Dotarliśmy nawet na przełęcz Fedaia u podnóża masywu Marmolady.
Nie dawało mi to jednak spokoju, że wyjechałem tu samochodem, więc po powrocie do pensjonatu wsiadam na szosę i jadę tam ponownie. Trasa krótka: około 13 km podjazdu, objazd jeziorka Fedaia i zjazd do Canazei.

Runda wokół Latemar

Wtorek, 5 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Rower
Po ostatnich wydarzeniach jeden dzień regeneracji to chyba niewiele, ale w końcu nie przyjechałem tu leniuchować;) Zaplanowaliśmy objazd masywu Latemar (ośrodki narciarskie Predazzo i Oberregen). Wykorzystałem fragmenty opisów z różnych przewodników i wklepałem waypointy do gps. Okazało się to zbawienne, bo nawigacja po włosku trochę odbiega od standardów europejskich;) O tym miałem okazję się przekonać później.
Ruszamy w dół doliny, w kierunku Moeny. W miasteczku Soraga zaczynamy wspinaczkę na przełęcz Costalunga. Przyjemny podjazd - na początku kawałek bardzo stromego asfaltu, ale później rewelacyjny trawers w lesie. Na przełęczy kilkuminutowa przerwa na bułkę i jedziemy dalej w kierunku Oberregen. Mamy małe problemy z odnalezieniem drogi, która jest na mapie, ale w realu....? W końcu odpuszczamy i jedzimy kawałek asfaltem. No prawie, bo dosłownie 1-2 metry od drogi znajduje się bombowa ścieżka dla pieszych:))) Po niecałych 2km wreszcie wjeżdżamy w teren.
To był chyba jeden z przyjemniejszych fragmentów tej trasy: szybka i łatwa technicznie ścieżka wije się przez 8 km niezliczonymi zakrętami. Praktycznie cały czas na pełnej prędkości:)))
Dojeżdżamy do Oberregen i tu zaczynamy ostatni, ale dość syty podjazd w kierunku przełęczy Feudo na 2175m. W dużej większości jedziemy wzdłuż narciarskich tras zjazdowych, więc nachylenie jest spore. Na szczęście podłoże jest bardzo dobre i wszystko bez problemu można podjechać.
Na przełęczy znowu mamy problemy z orientacją (ani mapa, ani gps nie dają rady), na szczęście pomagają nam napotkani turyści;) Teraz zaczyna się zjazd, który w oznaczono jako "dość" stromy;) Niektóre przewodniki proponują nawet wykorzystać do zjazdu kolejkę... Już pierwsze metry wskazują na to, że nie przesadzali;)
Na 4km mamy 1000m deniwelacji!!! Wystarczyło na kilka sekund puścić klamki i na liczniku pojawiało się ponad 70km/h! Nawierzchnia dobra, więc była to na prawdę przyjemność, ale chyba pierwszy raz udało mi się zagrzać tarczówki tak, że dymiły...
Zjeżdżamy w pobliżu Predazzo i wzdłuż rzeki wracamy do Canazei.
Passo Feudo © klakier

Sella Ronda Bikeday

Niedziela, 3 lipca 2011 · Komentarze(2)
Kategoria Rower
Dzień po maratonie odbyła się impreza masowa pod nazwą Sella Ronda Bikeday.
Właściwie chciałem odpoczywać, ale trudno sobie odmówić udziału w takiej imprezie. W tym dniu wszystkie drogi wokół masywu Sella są zamknięte dla ruchu samochodowego i wstęp mają wyłącznie kolarze. BAJKA!
Żeby uniknąć konfliktów na zjazdach, organizatorzy proponują kierunek przejazdu - przeciwny do ruchu wskazówek zegara. Rundę można rozpocząć z dowolnego miejsca: Canazei, Corvara, Arabba lub Wolkenstein. Całość liczy sobie ok 60km i ma 2000m w pionie. Wszystko w tempie wycieczkowym.

Zaskoczyła nas ilość uczestników. Na początku podjazdu z Canazei nic nie wskazywało na to, że impreza cieszy się taką popularnością. Wraz z nami w kierunku przełęczy Pordoi podjeżdżało kilkudziesięciu kolarzy. Na skrzyżowaniu, gdzie łączy się droga z Canazei z drogą pomiędzy Passo Sella i Pordoi, kolarzy jest już co najmniej kilkuset... Im dalej jedziemy, tym więcej ludzi. Na przełęczach wiele osób się zatrzymuje na piknik i tam szacunkowo widzimy około 1000 osób;) Dopiero z internetu dowiadujemy się, że w sumie w ten dzień trasę przejechało około 18.000 kolarzy...
Sella Ronda Bikeday © klakier

Maraton Sella Ronda Hero

Sobota, 2 lipca 2011 · Komentarze(0)
Kategoria Ściganie, Rower
Wybierając się na urlop w Dolomitach, zaplanowałem start w maratonie Sella Ronda Hero. Miałem sporo obaw przed tym startem, bo to dość szybko po Trophy, do tego długa podróż i wczesny start. Mój respekt wzbudzał też dystans 82km i przewyższenie 4.200m
W przeddzień maratonu dotarliśmy do Wolkenstein (Selva val Gardena) dopełnić formalności przedstartowych. Na miejscu lekki szok, bo widzimy kilkusetosobową kolejkę zawodników, po odbiór numerów... Oczekiwanie skraca się nam o kilkanaście minut, bo spotykam klubowiczów Gomola-Trans, ale i tak około godziny jesteśmy w plecy. Zaczynam się trochę denerwować, bo czeka nas jeszcze dojazd i odnalezienie noclegu, przygotowanie roweru i przygotowanie rzeczy na wyścig a ja już jestem dość wypruty po podróży.
Jakoś dajemy radę i następnego dnia pobudka o 5.00. Jem bułki i makaron przygotowane wieczorem i w drogę. Rano jazda samochodem z Canazei do Wolkenstein zajmuje mi trochę ponad 20 minut. Lekka panika ogarnia mnie na przełęczy Sella, gdzie termometr wskazuje 1,5 stopnia C... Co w takim razie ubrać na start?
Sceneria wyścigu © klakier

Na miejscu przygotowania idą sprawnie, wypijam podwójne espresso i ustawiam się do sektora. Na przedzie zawodnicy z licencją, z tyłu amatorzy (czyli tacy jak ja:). Sektory podzielone wg numerów startowych (nie wiem jakie przyjęto kryterium przy przydzielaniu numerów). Najpierw start licencjonowanych z krótkiego dystansu (50km), potem z długiego i około 8.15 startujemy my.
Od razu po starcie zaczyna się dość długi (jak wszystkie tutaj) podjazd. Jedziemy dość szeroką drogą, więc nie ma żadnych problemów z wymijaniem. Kilka stromych miejsc z luźnymi kamieniami i pierwsi zawodnicy schodzą z rowerów. Mi udaje się to objechać po trawie. Na podjeździe pilnuję tętna i nie wychodzę ponad 167 ud./min.; przyjąłem takie samo założenie jak na Trophy: bez szarpania na podjazdach i jeśli prędkość spada poniżej 5km/h, to robię to z buta. Po około 50 minutach wjeżdżamy na Passo Gardena 2125m - pierwszą z pięciu przełęczy, które mamy dzisiaj do pokonania. Tu umieszczono pierwszy bufet, ale wszystko mam, więc jadę. Mimochodem rzucam okiem i oceniam, że bufety mają wszystko: izotony, żele, batony, owoce, bułki. Będzie niezły popas, ale trochę później;)
Pierwszy zjazd i przypominam sobie, jak to jest na luźnych szutrach;))) Kilku zawodników już ląduje poza szlakiem. Droga przechodzi w ścieżkę po łące i zaczynają się pierwsze korki. Na początku stoję grzecznie i przesuwam się w kolejce. Dochodząc do „trudnego” miejsca widzę, że to szeroka kładka przez poprzeczny rów o głębokości 20-30cm... No nie, tego sobie więcej nie dam zrobić.
Na naszych maratonach nie było by kładki i mało kto by tam zwolnił. Kiedy trafiam na następny korek, lecę bokiem, mijam zdziwionych ludzi i bez problemu przejeżdżam „techniczną sekcję”;) Tylko na pierwszym zjeździe sytuacja powtarza się ze 4-5 razy. Kilka razy nerwy mi puszczają i jadę dość ryzykownie, ale wszystko kończy się bez zadrapań;)
Niestety wielokrotnie trafiam jeszcze na wąskie ścieżki, gdzie jedziemy gęsiego i nie ma jak wyprzedzać. Tętno na poziomie 120 ud./min - chyba tylko ze złości;)
Zjeżdżamy do Corvary (1568m), potem przez Pralongia (2157m) do Arabby (1600m) i zaczynamy najdłuższy podjazd: przez Souraspass (2351m) docieramy na Passo Pordoi (2239m) - niestety luźna nawierzchnia i nachylenie powoduje, że około 70% tego „podjazdu” robię z buta. Mocno to spowalnia tempo i szacunkowe założenia, że wyścig pojadę około 6h, biorą w łeb.
Zjazd z Passo Pordoi © klakier

Dość wymagającym zjazdem (miałem tam sporo uciechy:) spadamy z przełęczy na 1400m do Canazei. Jest to 52km i 4,5 godzina jazdy. Tam czeka na mnie moja Żona - Wymarzona, żeby dodać mi otuchy i zaopatrzyć w napoje chłodzące;) Bez żadnego pośpiechu na postoju wcinam bułkę i rozmawiamy.
Passo Pordoi © klakier

Teraz jeszcze jeden długi podjazd na Passo Duron (2175m), następnie 4km zjazdu i ponowna wspinaczka na Montepana. Teraz już zostaje 12km w dół, do mety. Niestety nie są to łatwe kilometry. Bardzo szybkie zjazdy, przeplatane krótkimi, ale stromymi podjazdami. Interwały, jak na dobrym XC. Jadę już praktycznie „w trupa” i z kilkoma zawodnikami sprawdzamy, ile kto jeszcze zachował sił na finisz;) Z 6-cio osobowej grupy wpadam na metę jako drugi.
Czas 6:40:01 i KONIEC.
32 / 250 open amatorzy

Organizacja po wyścigu świetna. Po kilku minutach dostaję sms-a z oficjalnym czasem. Do dyspozycji prysznice i niezłe jedzenie.
Największym minusem imprezy, było dla mnie rozplanowanie trasy długiego dystansu, który w większości jechał razem z krótszym dystansem, tylko dodatkowo robiło się pętle/objazdy i wracało na trasę krótkiego dystansu. Powodowało to niepotrzebne zatory, co mocno spowalniało jazdę. Może jakimś sposobem byłoby też rozdzielenie godzin startów dla poszczególnych dystansów. Impreza na pewno zapadnie w moją pamięć: długie podjazdy, niesamowite widoki (objazd całego masywu Sella) i poziom zmęczenia po wyścigu;))))