Pierwotnie byłem ustawiony na poranne bieganie z Kornelem i Iruniem, ale okazało się, że nie dam rady:( Około południa przyjechali znajomi odebrać narty i zapytali, czy nie poszedłbym z nimi pobiegać... Nie mogłem przecież odmówić;) Nie miałem zamiaru robić nic długiego, tylko ich rozprowadzić i grzecznie wrócić do domu. Wyszło tak, że zostawiłem ich pod Równicą i po powrocie miałem 20km w nogach... za to lekko i przyjemnie:)
Rozbieganie po wczorajszym rowerze;) Pogoda całkiem sympatyczna, ale z braku czasu decyduję się tylko na pętelkę wokół domu. Najpierw wzdłuż rzeki do "Centrum";), dalej w kierunku Brennej i na Żarnowiec. Powrót przez pola i pastwiska (uroki wioski). Na początku biegnę bardzo spokojnie. Na Żarnowiec mam ok 2,5km podbiegu, więc nie szarżuję - tempo podkręcam tylko na ostatnich 200m przed szczytem wzniesienia. Całość raczej siłowa, ze wzgl. na teren i długi podbieg.
Spontaniczna "wycieczka" z Kornelem. Wybiegamy z Ustronia i wzdłuż rzeki mamy 7km po płaskim do Wisły Obłaziec. Tam odbijamy w dolinę Gahury i zaczynamy podbieg pod Czantorię. Początek to asfalt, ale wcale nie jest łatwo, bo w dolinie wszystko jest pokryte cienką warstwą lodu. Każdy krok musimy robić z wyczuciem, bo mocniejsze odbicie kończy się uślizgiem. Trochę nas to spowalnia, ale przy mojej aktualnej kondycji jakoś mi to nie przeszkadza;)
Dobiegamy do czerwonego szlaku i kierujemy się w stronę szczytu. Na grzbiecie cudny widok, wszystko przykryte kilkucentymetrową warstwą śniegu. Przed wyjściem zastanawiałem się nad zabraniem zimowych butów, ale stwierdziłem, że przecież sucho będzie...
Na podbiegu pod szczyt muszę trochę odpuścić, bo czuję, że jeszcze chwila i się zagotuję a do auta daleko;) Ze szczytu zbiegamy niebieskim szlakiem (podobnie jak tydzień wcześniej) a potem przez Jelenicę do Ustronia. Nie planowałem tak długiego biegania, ale wyszło fajnie.
Podobno kolarze nie biegają;) Umówiłem się na bieganie z chłopakami z JBG-2. Wybiegliśmy z Ustronia w kierunku Czantorii. Początek fajny, przy okazji pokazali mi kilka nowych ścieżek, ale finalnie znaleźliśmy się na podbiegu czerwoną trasą narciarską... Na płaskich odcinkach i lekkich podbiegach spoko, ale na stromych miejscach, gdzie ja szedłem i tętno było grubo powyżej 160 ud. oni po prostu biegli:))) Ze szczytu Czantorii biegniemy w kierunku Małej Cz. a potem niebieskim w dół do Ustronia (nie wiedziałem, że tam jest tak stromo???). Generalnie - żyję.
Dłuższe wybieganie z Kornelem. W chwili obecnej bardzo różnią się poziomy naszego wytrenowania, bo Kornel cały czas na wysokich obrotach (przygotowania do sezonu zimowego) a ja w okresie roztrenowania, ale czego się nie robi dla towarzystwa;) Testujemy nowe ścieżki w rejonie Żarnowca i Lipowca - wszystko w terenie i po pagórkach.
Czasu wolnego niewiele, motywacja też szwankuje, więc oprócz siłowni w tygodniu, robię lekkie rozbiegania w weekendy. Kiedyś trzeba wyhamować, więc staram się biegać po płaskim;)) Spokojnie z jednym akcentem na koniec. Jak na takie truchtanie, to dość wysokie tętno średnie.
Od niedzieli kompletna bezczynność:( Planu nadal nie ma, ale ruszać się trzeba. Wieczorne bieganie z Kornelem. Spokojnie, płasko i zdecydowanie w terenie:)
Irunio, Kornel i ja startujemy z Jaworza i biegniemy na Błatnią. Po mocno emocjonującym dniu wczorajszym biegnie mi się nieźle i nic nie zapowiada tragicznego finału. Na stromych odcinkach nie odpuszczamy tempa i doginamy dość mocno. Na Błatniej (12,5km) meldujemy się po 1h 10min. Właściwe teraz zaczyna się najłatwiejsza część: zbieg w kierunku Cisowego i Jaworza. Na następnych 2km odczuwam ssanie w żołądku i wyraźny spadek koordynacji. Do schroniska już za daleko, żeby zawrócić a ja oczywiście nie mam ze sobą nic do jedzenia... Koledzy co mieli, to wcięli na podbiegu. Wydaje mi się, że zaraz się to wyrówna, ale niestety odcina mi prąd na maksa... Ledwo się wlokę i muszę uważać żeby nie wyglebić na kamieniach. Ostatni odcinek do Jaworza praktycznie schodzę. W samochodzie woda, czekolada i słodkie pastylki na gardło;) Po 10 minutach dochodzę do siebie...