Mieliśmy rano coś do załatwienia w Bażanowicach i zamiast samochodu, wybraliśmy rowery. Przed maratonem nie chciałem zbyt wiele kręcić, ale 1,5h leniwego pedałowania (z 2 akcentami) jeszcze nikomu nie zaszkodziło;) Poza tym, miło zacząć dzień od roweru. Wyjazd o 7.00 powrót po 9.00, potem kawa i byczenie się na tarasie:)))
Miałem do załatwienia kilka spraw, więc zamiast bujać się samochodem, postanowiłem połączyć to z treningiem. Trasa: Górki W. - Pawłowice - Jastrzębie Z - Moszczenica - Zebrzydowice - Haźlach - Dębowiec - Skoczów - Górki W. Ponieważ cała wyprawa musiała odbyć się w 2 etapach, z godzinną przerwą, to koncepcja była taka: 1 część - dwa kilkuminutowe interwały siłowe; 2 część - tlenik. Z pierwszą częścią nie było problemu: 30 minut rozjazdu, 2x5 minut siłowo (strefa mieszana, kadencja ok 50-60 obr.), 20 minut rozjazdu. Wyszło idealnie, tylko musiałem nadłożyć trochę drogi, bo skrzyżowanie na którym miałem skręcić, wyszło mi w połowie interwału;) Część druga: 1,5h spokojnego rozjazdu. Pod koniec zaczął się już wyścig z zapadającym zmrokiem. Było fajnie, bo szosa dla mnie to urozmaicenie, ale na tych drogach, to nie szczyt marzeń...
Nie miałem w planach tego startu, ale fakt że impreza niedaleko, skłonił mnie do startu. Moje przygotowanie praktycznie zerowe. We wtorek była siłownia a potem dopiero w piątek udało mi się wsiąść na 1 godzinę na rower (do sklepu po jajka;). W Zdzieszowicach zaplanowałem dystans Giga, bo czas przejazdu bardziej odpowiada Mega u GG. Po starcie runda przez miasto i kilka kilometrów asfaltem na Górę Św.Anny. Pozwoliło to na dobre rozciągnięcie stawki, więc nigdzie nie było problemów z mijaniem.
Niestety gdzieś popełniłem błąd i na trasie zabrakło mi picia (camel 1,5l + bidon 0,7l) i po 2:20h trochę mnie "odcięło";))) Nie mogłem jeść, bo nie miałem czym popić... Męczyłem się tak z 20 minut. Tętno spadło do poziomu 155 uderzeń, więc wycieczka. W akcie desperacji łyknąłem jeszcze żela i po jakimś czasie dogoniłem Łukasza z naszego teamu, który uraczył mnie wodą:) Serdeczne dzięki:))) Końcówka już trochę lepiej. Goniłem z myślą, że za chwilkę już meta;) Cel zrealizowany, bo był to dobry trening. Generalnie, gdybym zjechał na Mega, to chyba miałbym lepszą lokatę (wg międzyczasów). Trasa świetna, super podjazdy (ciekawsze niż w Złotym Stoku), szybkie, łatwe i przyjemne zjazdy. Jedynym, poważnym mankamentem było to, że na Giga były miejsca, które przejeżdżało się 3 krotnie!!! 40/147 open 16/46 M3
O Rychlebskich ścieżkach dowiedzieliśmy się przypadkowo, tydzień przed maratonem w Złotym Stoku. Odległość niewielka, więc w niedzielę zaplanowaliśmy tam pomaratonowy "rozjazd";) Na miejscu jest punkt informacyjny z darmowymi mapkami, niezłą kawą i centrum testowe Merida. Generalnie do wyboru są dwie pętle: łatwa (ok. 14km / 80mp) i trudniejsza (w sumie ok. 27km / 500mp). Na rozgrzewkę wybraliśmy wariant łatwiejszy: z parkingu dojazd asfaltem i drogami leśnymi (zielony szlak). Właściwe ścieżki zaczynają się po około 2 km: wysypane białym kamieniem, co umożliwia doskonałą orientację i pozwala na dynamiczną jazdę. Trasa w większości prowadzi po poziomicach, lawiruje pomiędzy drzewami, korzeniami. Krótki, dynamiczne podjazdy i zjazdy. Przypomina trasy z zawodów XC. Trudności raczej niewielkie, ale pozwala to na szybką jazdę a adrenalina wzrasta wraz z prędkością;) W sumie ok 6-7km samego singletracku i powrót szlakiem turystycznym (las / droga) do punktu startowego. Było na tyle fajnie, że tę rundę zrobiliśmy dwukrotnie:)))) Na drugim kółku przyłączyli się do nas Dorota , Artur i Tomek. Druga część tras ma zupełnie inny charakter: najpierw dłuższy podjazd drogami (asfalt / las) i dopiero po kilku kilometrach pierwszy singletrack. Tym razem jest to wąski, kręty podjazd. Na początku jest to rzadki a las, później ścieżka lawiruje pomiędzy potężnymi głazami. Genialny widok a do tego kilka drewnianych mostków i podestów. Po prostu bajka:))) Tutaj trudności techniczne są już większe i wielu ludzi prowadzi rowery. Na końcu podjazdu rozjazd: wariant "dolny" i "górny". Wybraliśmy górny ("Wales") i jak się potem okazało jest to najtrudniejszy sigletrack w okolicy. Kontynuujemy podjazd szutrową drogą i po kilu minutach mamy wreszcie ścieżkę, która prowadzi w dół... Spotykamy tam kilku freeriderów w ochraniaczach i pełnych kaskach. Dziwne? Początek ścieżki spoko; dalej już na prawdę technicznie. Ścieżka wiedzie po potężnych głazach, uskokach skalnych; w niektórych miejscach duża ekspozycja. W jednym miejscu odpuszczam i przeprowadzam rower. Generalnie: przejezdne, ale tylko dla ludzi pewnych za swoje umiejętności. Adrenalina 100%!!! Sprzęt też ma duże znaczenie. Ja jechałem na fullu 12cm przód / tył, oponach 2,4 i wydawało mi się to absolutnym minimum... Po przejechaniu WALES kontynuujemy zjazd, który na zmianę prowadzi leśną drogą i ścieżkami. Środkowa i dolna część zdecydowanie łatwiejsze. Po prostu "flow"..., ale czujność trzeba zachować do końca, bo i tam zdarzały się niespodzianki;) Podsumowując: wariant łatwy polecam każdemu. Trudność i przyjemność z jazdy wzrasta z prędkością. Drugą część tylko na fulla z odpowiednim ogumieniem; można zrobić bez "górnego" wariantu i wtedy stopień trudności oceniam jako "średni":))) Na miejscu można wypożyczyć fulla (300czk), ale tylko na wariant łatwiejszy;) Na pewno będę chciał tutaj wrócić!!! Marzy mi się także, żeby coś takiego powstało w Beskidach. Takie techniczne ścieżki wymagają umiejętnego poprowadzenia, ale zbudować je można praktycznie w każdym lesie.