Bieg „pro Svetlusku”, czyli jak pobiegłem w trupa;)

Środa, 25 kwietnia 2012 · Komentarze(0)
Kategoria Bieganie, Ściganie
W Pradze odbyła się impreza charytatywna na rzecz niewidomych - Beh pro Svetlusku. Spodobała mi się idea i koncepcja zawodów. Krótki bieg (do wyboru 3km i 5,2km), trasa wytyczona w parku Stromovka i start biegu o godzinie 21.00.
Oczywiście można było startować z czołówkami, ale ja zrezygnowałem z tej opcji, bo po pierwsze mocno przyzwyczajony jestem do biegania w ciemnościach, a po drugie wszyscy wokół mnie mieli lampki...
Na starcie stanęło blisko 800 osób. Trasa była poprowadzona na dwóch pętelkach. Pierwsza, krótka wracała zaraz do mety a ta dłuższa robiła dodatkowe kółeczko i łączyła się z krótką. Impreza miała raczej luźny charakter i nie było żadnych chipów, czy profesjonalnego pomiaru czasu, ale oczywiście gdzie są sportowcy, to są i zawody;)
Beh pro Svetlusku - na starcie ze znajomymi © klakier

Nocne bieganie © klakier


Nieopatrznie stanąłem na pierwszej linii i po starcie widziałem jak od peletonu odrywa się kilkuosobowa grupka. Tempo było solidne (3:10 – 3:20 min/km), ale nie mordercze i po chwili do nich dociągnąłem. Stwierdziłem, że przecież to tylko 5km i jakoś dam radę;)
Biegło mi się naprawdę dobrze i po 1,5km mieliśmy już kilkadziesiąt metrów przewagi nad resztą peletonu. Było nas pięciu, przy czym jedna osoba niewidoma, która biegła za przewodnikiem... WIELKI SZACUN!
Kawałek przed finiszem dobiegamy do skrzyżowania na którym policjant kieruje nas w prawo... Po kilku minutach zaczynam dziwić się, kiedy ta meta??? Spoglądam w biegu na zegarek i widzę, że pokonaliśmy już dystans ponad 6,5km! Wtedy odkrywam, że ten KRETYN pokierował nas po raz kolejny na 5km pętlę. No zajebiście! Zawracać i tak już nie ma sensu, więc biegniemy dalej. Tempa nikt nie odpuszcza;)
Na 1,5km przed metą zaczyna mnie lekko wybierać. Wtedy już biegniemy w tłumie, bo dogoniliśmy „ogon” normalnego dystansu. Trochę to pomaga, bo mijamy ich na dużej prędkości;) W międzyczasie przerzedziła się nasza grupka i na ostatnim (lekkim) podbiegu, odpadło 3 zawodników. Do końca ścigam się z jednym kolesiem, ale na finiszu ucieka mi na jakieś 20 metrów...
Na mecie radość i wkurwienie.
Spoglądam na zegarek i wyszło 8,8km w czasie 29:32 minut...
Jeszcze to do mnie nie dociera. Rozmawiam ze znajomymi i podchodzę do mapki zweryfikować dystans. Mniej więcej się zgadza.
Robię jeszcze kilkunastominutowe rozbieganie, ale i tak wiem, że przez najbliższe dni będę umierał. W biegu zaczynam liczyć średnią prędkość i przytyka mnie z wrażenia, bo wyszło 3:20min/km!
Gdybym policzył, że do dychy brakowało mi 1.200m i założył dalszy spadek mocy, to i tak wyszło by na jakieś 35 minut. Świadomie na pewno bym się nie odważył pobiec w takim tempie.

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa rachr

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]