Chyba zwariowałem
Sobota, 10 marca 2012
· Komentarze(0)
Kategoria Bieganie
Na dzisiaj zaplanowałem spokojne i trochę dłuższe wybieganie, w terenie oczywiście. Myślałem o jakiś 15 km, ale coś mi odwaliło i umówiłem się z Kornelem... Wszystko przebiegało fajnie i tempo było bardzo grzeczne. Czas umilaliśmy sobie rozmową i kilometry upływały zupełnie niezauważalnie. Z Górek pobiegliśmy na Biery, gdzie jakimś cudem przegapiliśmy (przegadaliśmy?) mostek przez rzekę. Zawracać się nam nie chciało, więc pętelka wydłużyła się o kilka kilometrów. Z Bier obraliśmy kierunek na Jaworze. Uparcie trzymaliśmy się lasu i po kilku kilometrach ścieżka się nam skończyła... Ale co tam, rzekę da się przecież pokonać w bród;) Nawet się nam to udało suchą nogą. Z Jaworza kierujemy się na Szpotawice, gdzie robimy krótki "skok w bok" na zbocza Zebrzydki. Tam zaczynam już nerwowo spoglądać na zegarek i kilometry, bo czuję, że za chwilkę będę miał "wysypane kredki"...
Dobiegamy do Górek i możliwie najkrótszą drogą prujemy do domu. Ostatnie 3 km po asfalcie - musiałem się mocno motywować;)
Wycieczka super, ale post factum, to chyba zwariowałem robiąc takie długie przebieżki bez regularnego przygotowania.
Dobiegamy do Górek i możliwie najkrótszą drogą prujemy do domu. Ostatnie 3 km po asfalcie - musiałem się mocno motywować;)
Wycieczka super, ale post factum, to chyba zwariowałem robiąc takie długie przebieżki bez regularnego przygotowania.