Bieganie po rowerze wychodzi mi znacznie lepiej, niż odwrotnie. Nie tracę czasu, zmieniam tylko buty i ruszam... Pierwsze wrażenie: wow! Myślałem, że podeszwy z butów powyrywam:) Planuję się nie oszczędzać z tempem i spróbować zrobić jakiś podbieg. O ile utrzymanie tempa na płaskim nie stwarza mi już problemu, to górki muszę jeszcze potrenować;) Wrażenie ogólnie bardzo dobre: przejście w bieg nie stwarza mi problemu i super biegło mi się po ponad 2,5h "rozgrzewki" na rowerze.
Na rower umawiam się z Kornelem, który też zamierza startować w tym duathlonie. Ustalamy około 2h roweru i zaraz potem rozbieganie. Do jazdy wybieram Taurina, bo na nim też zamierzam wystartować w zawodach. Zakładam mu koła z mojej "huśtawki", na oponach 2,4, więc jedzie mi się całkiem komfortowo:) Kierujemy się do Ustronia i przez Jelenicę pod Czantorię. Trasa to właściwie lokalny klasyk: czerwony szlak graniczny - od szczytu Ostry do miejscowości Horni Listna. Ta ścieżka to całkiem przyzwoity singletrack, ale okazało się, że obecnie trochę zarośnięty;( W związku z tym zachęcam do "rozjeżdżania":)) Po dotarciu do granicy ponownie wspinamy się pod Czantorię i przez Ustroń wracamy do Górek. Tempo dość solidne od początku do końca. Całość się nam trochę przeciąga i na rozbieganie wybieram się samotnie...
Zaczynam co raz poważniej myśleć o starcie w Duathlonie Górskim, więc przez najbliższy miesiąc często będą pojawiały się w moim planie zakładki biegowo-rowerowe;) Bieganie na razie w wersji "light". Dzisiaj wyszło idealnie, bo miałem coś do załatwienia niedaleko Skoczowa i stamtąd mogłem wrócić biegiem: 6km / 28 minut (4:40 min/km). Po powrocie zmiana ekwipunku i wraz z kolegą wyruszamy w kierunku Brennej. Kumpel ma okazję testować 29era Speca S-Works - wersja po intensywnym tuningu 8,4 kg!!! Szczęka opada, rower dosłownie lata. Z przełęczy Beskidek jedziemy na Równicę. Zjazd przez Lipowski Groń, gdzie pakuję się w niewiarygodnie błoto. Jak wiadomo, padało wszędzie, ale tędy ściągnięto chyba pół lasu. To coś miało konsystencję miękkiej plasteliny, ciastoliny albo innego...;) W połowie zjazdu widzę drogę, na której nie było zrywki drewna, więc skręcam w nią bez namysłu. Na początku bardzo fajnie, potem stromo, jeszcze stromiej i do tego środek z głębokim żlebem... Prędkość niemała i tak sobie jadę po jednej z krawędzi i myślę, co by było gdyby mi koło objechało? No i oczywiście objechało;) Nie wiem jak, ale nie zaliczyłem gleby (hamowanie na nogach;)).