MTB
Środa, 27 lipca 2011
· Komentarze(0)
Kategoria Rower
Miał to być ostatni interwałowy trening przed Głuszycą. Za bardzo mi się nie chciało, ale jakoś się pozbierałem;) Początek drętwy, więc daję sobie trochę czasu na rozkręcenie. Dwa 30 sekundowe przyspieszenia na wysokiej kadencji załatwiają sprawę. Po dojeździe do planowanego podjazdu, wszystko wygląda ok. Zaczynam pierwszy 5-cio minutowy interwał w okolicach progu LT (ANP). Spoko. Przy drugim powtórzeniu nie mogę wejść na obroty i w drugiej minucie przerywam. Uznaję, że zmuszanie się do czegokolwiek nie ma żadnego sensu. Wyjeżdżam górkę do końca, ale w okolicach AT. W drodze powrotnej jadę spokojnie, ale noga "podaje" jak szalona. Na szutrach wzdłuż rzeki 34-36 km/h a tętno w niskim tlenie... Pobudzenie? Fizycznie chyba nie jest aż tak źle, tylko w głowie trzeba by sobie to poukładać...;))) Znowu zbiera się na deszcz, więc jadę najkrótszą drogą do domu.